I
znów to samo – chciałoby się powiedzieć. Idą święta. Czy
jest jakakolwiek możliwość by jakoś sobie uatrakcyjnić
przygotowania do świąt? By nie było jak zawsze...mycie okien,
wymiatanie kątów, łowienie karpia, pranie kotów i noszenie
siatek.
Ano
moi kochani możliwości jest bez liku.
Można
wszystkie te restrykcje sobie odpuścić. Zrobić listę i oddać ją
do wykonania cudzymi rękami.
Można
zapakować walizkę i oddalić się na z góry upatrzoną plażę.
Wchodzi również w grę zignorowanie kłaków w kątach, brak karpia
w wannie i zabłoconego dywanu w przedpokoju.
Z
doświadczenia wiem, że święta są odporne na takie drobiazgi jak
nie umyte okna. Z tak błahej przyczyny nie da ich odwołać. Okopały
się, zakorzeniły do tego stopnia, że byle brud czy brak makowca
ich nie ruszą.
Ja
w tym roku postanowiłam zadziałać inaczej. Postanowiłam się
uszkodzić. Na tyle skutecznie, że prace ręczne wszelakie nie leżą
w granicach moich możliwości.
Po
zeszłotygodniowych wzorcowych przygotowaniach do świąt czyli
myciu, sprzątaniu, wieszaniu dekoracji, nadszedł piątek.
Powiesiłam
ostatniego aniołka, zrobiłam krok do tyłu by napawać się
sukcesem i w tym momencie skończyła się moja przedświąteczna
gorączka. Chwilę się chwiałam, pomachałam rękami nieco
rozpaczliwie i upadając miałam nadzieję, że biurko stoi nieco
dalej i nie złamię sobie kręgosłupa. To raczej wyłączyłby mnie
nie tylko z Bożego Narodzenia.
Reszta
popołudnia upłynęła mi na użalaniu się nad sobą, traumatycznej
wizycie na oddziale ortopedycznymi i unieruchomieniu lewej ręki.
Ktoś
powie: wielkie mi rzeczy, lewa ręka. To niech spróbuje ubrać
majtki jedną ręką. Ubrane na bakier dostarczają uczuć mało
komfortowych.
Albo
niech zje śniadanie w stroju nie nocnym, niech sobie pokroi chleb a
potem go posmaruje.
Lub
proszę by spróbował ujarzmić jakieś 60 cm włosów używając
tylko jednej ręki.
Na
razie moje życie opływa w troskę i pomoc w postaci MMŻ ale od
jutra tak dobrze nie będzie.
Kto
mi ubierze skarpetki?
Jak
widzicie zerwałam w tym roku z rutyną i teraz pozostaje mi tylko
czekać na rozwój wypadków. Gotowanie na razie odpada...chyba, że
zrobię herbatę.
Przetrwam
ten tydzień a potem zagonię do roboty tych, co to przyjadą tylko
na chwilę.
Dobrze,
że mam choć jedną rękę do stukania na klawiaturze.
Na
razie korzystam z przepisu z zeszłego roku. Zdjęć, również, bo
trzymanie aparatu jedną ręką jest niewykonalne. Sprawdziłam.
Pozdrawiam
wszystkich serdecznie i życzę mniej ciekawych przygotowań do
świąt.
Tort
kardamonowo gruszkowy z kremem z brązowego masła i czekoladową
polewą
(wg
Call me cupcake)
ciasto:
1,5
szklanki mąki
1
łyżeczka sody
0,5
łyżeczki proszku do pieczenia
1
szklanka cukru
0,5
szklanki oleju roślinnego
1
jajko
1
żółtko
1/3
szklanki kwaśnej śmietany
1
łyżeczka cynamonu
0,5
łyżeczki kardamonu
0,5
łyżeczki soli
2
gruszki, obrane i pokrojone na małe kawałeczki
krem
z brązowego masła:
225
g niesolonego masła
2/3
szklanki cukru
ćwierć
łyżeczki kardamonu
szczypta
soli
3
łyżki kremówki
polewa
czekoladowa:
3
łyżki kremówki
1
łyżka masła
1
łyżka miodu
1
łyżka kakao
1
łyżka whisky
35
g połamanej gorzkiej czekolady
Zaczynamy
od włączenia piekarnika i rozgrzania go do 175 stopni.
Następnie
przygotowujemy 2 okrągłe formy o średnicy 15 cm. Wykładamy ich
spód papierem do pieczenia.
Mąkę
przesiewamy przez sito razem z proszkiem, sodą, kakao i przyprawami.
Dodajemy cukier.
W
drugiej misce mieszamy olej, jajko, żółtko i kwaśną śmietanę.
Dodajemy
suche składniki i mieszamy.
Dorzucamy
pokrojone gruszki i znów mieszamy.
Przekładamy
ciasto do foremek i pieczemy 40 minut.
Studzimy
i po 15 minutach wyjmujemy z foremek by całkiem wystygło.
Przygotowujemy
krem z brązowego masła.
Jego
powalający aromat już dawno zawrócił mi w głowie. Krem zrobiony
z jego dodatkiem jest uzależniający.
Masło
topimy w rondlu i gotujemy (jak w przypadku masła ghe) aż całe
białko opadnie na dno. Po około 10 minutach masło powinno zacząć
intensywnie pachnieć i zmieniać kolor na ciemnom miodowy. To
odpowiedni moment by zdjąć garnek z pieca. Jeśli przegapimy tę
chwilę, masło się spali.
Masło
studzimy i wkładamy do lodówki na około godzinę. Nie ma być
twarde tylko lekko stężałe, by dało się ubić jak zwykłe masło.
Lekko
zastygłe masło ubijamy na puszysty krem. Dodajemy cukier puder i
resztę składników. Chwilkę ubijamy.
Oba
ciasta kroimy na dwa placki. Smarujemy kremem pierwszy placek.
Kładziemy na nim drugi i znów smarujemy. Potem trzeci i czwarty.
Resztą kremu smarujemy boki i wierzch ciasta.
Odkładamy
ciasto do lodówki i przygotowujemy polewę.
Czas
na polewę.
Wszystkie
składniki oprócz czekolady i alkoholu umieszczamy w rondelku i
lekko podgrzewamy aby się połączyły w jedwabisty sos.
Kiedy
sos będzie gotowy dorzucamy czekoladę i wlewamy whisky. Mieszamy do
rozpuszczenia się czekolady. Studzimy.
Wyjmujemy
ciasto z lodówki i polewamy sosem czekoladowym. Kiedy nieco stężeje,
dekorujemy gruszkami.
Wygląda
pięknie, pachnie oszałamiająco i smakuje doskonale.
I
tak po 7 godzinach ciężkiej pracy dwoma(!!!) palcami udało mi się
doprowadzić pisanie do końca. Uf! Teraz muszę odpocząć.
Smacznego
NAPRAWDĘ złamałaś łapkę czy to jedno z twoich świetnych opowiadań? jeżeli tak, no to jakiś koszmar... ja mam taką fiksację, że nie chcę wręcz, żeby ktoś mi coś gotował na święta (bo Umiłowana Przywódczyni uważa, że wszystko robi najlepiej, tiaaa...). Jeżeli też tak masz, to bardzo gorąco współczuję, jeśli zaś potrafisz się wyluzować i niech tam Hurma i Czereda zrobi co może - to też współczuję, ale już nie rozpaczam. Łapka się zagoi :-) CaUski!
OdpowiedzUsuńNaderwane ścięgna nieco lepiej wyglądają niż złamanie ale równie skutecznie utrudniają życie. Póki co, czekam aż ktoś (czytaj MMŻ) posmaruje mi chleb serkiem. Niestety też jestem z gatunku "ja sama" i pakowanie innych paluchów do garów znoszę z trudem. Czeka mnie więc próba cierpliwości. Bardzo ci dziękuję za wsparcie i zobaczymy co dalej;00
UsuńLimonko polamana (a raczej naderwana), jeszcze tylko kilka dni cierpliwosci a potem Dzieci Ci wszystko zrobia. W koncu od tego sa! :)
OdpowiedzUsuńLimonko kochana, ale Ci się przytrafiło:((( życzę dużo zdrowia i sił i odpoczywaj i niczym siè nie martw.Dzieci pomogą i MMŻ też.Uściski!!!
OdpowiedzUsuńTort jest fantastyczny :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że miałaś cudne Święta i już lepiej się czujesz :)
Pamiętam, jak znajomy na rowerze złamał obie ręce. Zakładanie majtek bez rąk to dopiero wyczyn ;)