Aż chciałoby się usiąść i
marudzić: że ciemno, że mokro, że chmura leży na ulicy, że
grudzień, że jak listopad. Jak tu w takich momentach znaleźć
szczęśliwe chwile.
Ha! Właśnie. Co to za sztuka czuć
się szczęśliwym na Lazurowym wybrzeżu jadąc w kabriolecie z
zakupów w Mediolanie.
Sztuką jest znaleźć okruchy radości
wśród szarych parasoli i spuszczonych na kwintę, czerwonych w
większości nosów.
Łatwo się poddajemy. Maruda działa
na otoczenie jak zepsute jajko w omlecie. Co z tego, że tuzin był
świeżutki. Wystarczy jeden zbuk i po obiedzie.
Trzeba być twardym by znieść bez
uszczerbku na humorze pełne pretensji spojrzenia pasażerów w
tramwaju i ponure miny w kolejce do kasy.
Wstajemy, w taki dajmy na to czwartek.
Rzut oka i już wiemy, że za zasłonami panuje szara maź. Zdajemy
sobie sprawę, że zapalenie światła niczego nie zmieni. Światła
będziemy musieli poszukać w sobie.
Może kawa na początek, herbata z
mlekiem? Może orzechowa granola?
Nie, wolicie ponarzekać?
Czy słońce od tego wyjdzie zza chmur?
Czy marudzenie poprawi nastrój wam lub komuś innemu?
Podejrzewam, że raczej zepsuje.
Warczenie nikomu jeszcze nie poprawiło humoru.
Może spróbować inaczej. Zrobić małą
gimnastykę poranną twarzy. Spróbować unieść kąciki ust.
Popatrzeć na siebie i przywitać się ze sobą pogodnie. Od czegoś
przecież trzeba zacząć.
Naprawdę nie ma nic do czego warto
byłoby się uśmiechnąć?
Kiedy już dokopiecie się do
pierwszego uśmiechu, potem będzie łatwiej.
Nie trzeba szukać drogich prezentów
ani wyszukanych słów. Na co dzień fantastycznie sprawdzają się
rzeczy dostępne za darmo: uśmiech, gest, słowo.
Zacznijmy szary dzień od pogodnego
wyrazu twarzy. Słońce i tak nie wyjdzie. I zwracajmy twarze tam,
gdzie jasno i ciepło.
Widziałam kiedyś takie zdjęcie: na
północy Szwecji jest miasteczko Rjukan, do którego przez pół
roku nie dociera słońce. Miasteczko jest otoczone górami i one
utrudniają dotarcie promieni słonecznych do mieszkańców.
Wyobrażacie sobie pół roku bez słońca?!
Szwedzi znaleźli sposób Na zboczach
gór ustawili pod odpowiednim kątem ogromne lustra, które łapią
słońce, zahaczające o brzegi gór.
I przez malutką część dnia cały
rynek wygląda jak oświetlony latarnią słoneczną.
Czyli można.
Szukanie słońca (w sobie, innych,
dookoła) powinno być przepisywane na recepty od listopada do
kwietnia.
A od maja już wszystko będzie pięknie
bez naszego udziału.
Jako element wspomagający i wywołujący
uśmiech możemy sięgnąć do sprawdzonych metod czyli smacznego
talerza.
Tarteletki
z serem roquefort, boczkiem i gruszką
(wg Erica Lanlarda)
kilka foremek do tarteletek lub jedna
duża o średnicy 17 cm
1 szklanka mąki
pół kostki zimnego masła
1 żółtko
szczypta soli
2 łyżki lodowatej wody
nadzienie:
2 duże gruszki
1 łyżka oliwy
kilka plastrów boczku
100 g mascarpone
1 jajko
1 łyżka mleka
1 łyżeczka tymianku
100 g sera roquefort
Szybko zagniatamy ciasto. Możemy to
zadanie powierzyć maszynie. I ręce będziemy mieć czyste i ciasto
się nie ogrzeje.
Rozwałkowujemy ciasto na grubość 2-3
milimetrów. Przekładamy ciasto do foremek lub okrągłej formy,
nakłuwamy widelcem i odstawiamy do lodówki na godzinę.
Rozgrzewamy piekarnik do 200 stopni.
Foremki z ciastem wykładamy papierem i obciążamy np. grochem
Wstawiamy foremki do piekarnika i
pieczemy 10 minut. Po kwadransie zdejmujemy papier z obciążeniem i
pieczemy jeszcze 5 minut.
Wyjmujemy formy z piekarnika (nie
wyłączmy go) i lekko studzimy.
Przestygnięte ciasto smarujemy
rozmąconym jajkiem.
Gruszki kroimy na plastry i rozkładamy
na cieście. Wkładamy na 10 minut do piekarnika.
W tym czasie smażymy na oleju plastry
boczku do chrupkości.
Mascarpone ubijamy z jajkiem, mlekiem,
solą i pieprzem do smaku. Dorzucamy listki tymianku.
Wyjmujemy tarty z piekarnika.
Na wierzch, na podpieczonych gruszkach
kładziemy kawałki boczki i sera.
Wlewamy ser z jajkiem.
Posypujemy listkami tymianku.
Wkładamy foremki do piekarnika na 15
minut.
Podajemy lekko przestudzone z soczystą
sałatką lub kieliszkiem białego wina.
Smacznego
wygadaja uroczo chetnie bym je zjadla wszystkie ;p
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie ;)
Oj tak, w taką pogodę jak dzisiaj , gdzie wiatr przegrywa z deszczem, bardzo łatwo można wpaść w niezbyt pozytywny nastrój, ale wszystko co dobre, smaczne, pachnące, czekoladowe....poprawia samopoczucie.Twoja propozycja jest idealna na taką pogodę jak u mnie za oknem.Pozdrawiam:)))
OdpowiedzUsuńOch, sama prawda. I jakie pysznosci (a ja sie zastanawiam co zjesc na lunch i do wyboru mam tylko kanapki ze sklepow okolicznych) - az slinka cieknie.
OdpowiedzUsuńA Rjukan jest tu, dla zainteresowanych http://www.theguardian.com/world/2013/nov/06/rjukan-sun-norway-town-mirrors
Twoje wstępy są wyśmienite! Nawet nie muszę mieć takich wypaśnych tarteletek, żeby sobie poprawić humor :-)
OdpowiedzUsuń