Już kiedyś pisałam o potrawach,
których widok nijak się ma do powalającego smaku. Dhal, hummus,
tatar (po wymieszaniu składników), tapenada, baba ghanoush
wyglądają średnio dekoracyjnie ale za to jak smakują.
Małe drobiazgi w szary dzień są
całkiem sensownym usprawiedliwieniem przerwy w pracy.
Ciastka zazwyczaj dobrze wyglądają i
dobrze smakują. Mówię, zazwyczaj, bo czasami kupowanie ciasta w
sklepie bywa bardzo pouczające.
Te, o których dziś opowiem, nikogo
nie skusiłyby na wystawie w cukierni.
Co tu ukrywać, do pięknych nie
należą. Dobrze, że pierwszy raz upiekła je bliska mi osoba, bo od
obcego chyba bym ich nie wzięła.
Kiedy robiłam je sama zastanawiałam
się, czy nie można ich podrasować. No, bo jak tu błysnąć przed
światem takimi brzydactwami.
Okazało się, że każda próba ich
udoskonalenia odbijała się na jakości.
W końcu się poddałam. Widocznie tak
musi być; im brzydsze wychodzą ciasteczka tym smaczniejsze się
okazują.
Krowie
placki
200 g miękkiego masła
pół szklanki brązowego cukru
pół szklanki białego drobnego cukru
2 jajka
2 szklanki i jedna łyżka mąki
pszennej
1 łyżeczka sody oczyszczonej
pół łyżeczki soli
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
1 szklanka chipsów czekoladowych lub
połamanej czekolady
Rozgrzewamy piekarnik do 190 stopni.
Miksujemy masło z cukrami i wanilią.
Następnie dodajemy jajka, wciąż miksując.
W osobnej misce mieszamy mąkę, sól i
sodę. Dodajemy do mokrych składników i mieszamy (najlepiej
drewnianą łychą).
Na koniec dorzucamy dropsy czekoladowe
i znów dobrze mieszamy*. Jeśli ktoś ma ochotę dodać ulubione
orzechy, to niech się nie krępuje.
Blachę wykładamy papierem do
pieczenia i małą łyżeczką nakładamy porcje ciasta. Podpowiadam,
aby zostawiać sporo miejsca między ciastkami bo bardzo się rozleją
w trakcie pieczenia.
Troszkę je przyciskamy (np. zmoczoną
w wodzie łyżką) i wkładamy do piekarnika na 10-12 minut.
Kiedy są już złote, wyjmujemy je z
piekarnika i wkładamy następną partię.
Nie zdejmujcie ciastek z blachy zanim
nie ostygną. Na początki będą miękkie, dopiero w trakcie
stygnięcia robią się cudnie kruche ale z nieco ciągnącym się
środkiem.
Trochę trwa zanim upieczemy wszystkie
ciastka ale nie ma to wpływu na jakość ciastek.
Te słodkie drobiazgi wyglądają jak
wyglądają. Pewnie nie zajęłyby miejsca na podium w żadnym
konkursie cukierniczym. Ale diabeł tkwi w smaku.
Zjesz jedno i już marzysz o drugim...a
potem trzecim i czwartym. I z coraz większą niechęcią patrzysz na
tych, którzy tak jak ty, nie wyjmują ręki ze słoika z tymi
ciastkami.
O tak, to typowy przykład, aby nie
sądzić po wyglądzie.
- na zdjęciach są dwa wypieki. Pierwszy robiony jak trzeba czyli mieszany łyżką. Tutaj ciastka są idealne czyli płaskie i lekko ciągnące w środku. Drugi wypiek jest moim zdaniem przestrogą. W czasie przygotowań, oprócz ciastek robiłam jeszcze coś innego. Wszystkim zajmował się mikser. I on zrobił z ciastek małe biszkopciki. Te ciastka nie lubią miksera. Łyżka drewniana i silne ramię wystarczą.
A dla mnie wygladająbardzo apetycznie:)))
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę:))
UsuńA propos krowich placków, zerknij tu (to nie jest kryptoreklama!) Te są jeszcze bardziej krowie :-D
OdpowiedzUsuńhttp://mamamarzynia.blogspot.com/2011/01/nie-wygladaja-smakuja-lepiej-tak-niz.html
No i mamy rodzinę brzydali:)) Swoją drogą, świetnie napisane:))
UsuńHehe, dobra nazwa na ciastka! Ja bym takie placki krowie zjadla z przyjemnoscia!
OdpowiedzUsuńCiekawe skąd miałam przepis:))
Usuń