Świat mi uciekł.
Roland powiedziałby, że „poszedł
naprzód”.
Niedawno szukałam zgubionego sierpnia
a dziś okazuje się, że to był dopiero początek serii
zawieruszonych dni i tygodni.
Kto sprowadził do kalendarza koniec
października? Jakieś znicze trzeba kupować, groby spośród liści
odzyskać. Biec trzeba donice z chryzantemami jak brzoskwinie kupić
nim zostaną do wyboru tylko te biedulki, które kupią bardziej ode
mnie zapominalscy.
A tu jeszcze dynie się szczerzą
przypominając, że Halloween zagląda zezem do kuchni.
Wyrzuty sumienia urosły mi na
jestestwie jak bąble po barszczu. Jak ja mogłam się tak zapuścić?
Internet odwiedzam tylko gdy szukam
elektryka lub porad w stylu „jak podnieść mebel o wadze 300 kg
nie mordując kręgosłupa i dysponując jedną parą rąk”.
Jakiegoś amoku dostałam albo
zaćmienia. Na mózg mi padło i oderwało od realnego życia na, jak
się okazało, długie miesiące.
Zamknęłam się w domowej kapsule
czasu a wiadomo, że ten płynie tutaj inaczej. Ogłuchłam i
oślepłam na zewnętrzność.
Kiedy dziś palce zaprowadziły mnie do
moich ulubionych blogów, oniemiałam ze zdziwienia. Czytania mam na
całe zimowe miesiące. Piszecie, pieczecie, gotujecie, wycinacie i
kleicie. A ja jak śpiąca królewna tkwię obok.
Co prawda trochę się w tym moim i MMŻ
życiu działo, ale żeby tak całkiem odpaść od głównych
nurtów...?
Ciągle jeszcze biegam, mierzę,
przestawiam i marudzę, ale to już ostatnie rozedrgane dni.
Aby samą siebie zdyscyplinować i
zaliczyć pierwszą próbę powrotu do normalności kupiłam dziś
gęś.
To oznacza, że kołaczą się we mnie
namiastki dawnej „ja”i hasło „listopad” wywołuje prawidłowe
skojarzenia. Na pierwszego listopada piekę gęś. Niech to będzie
pierwszy krok zrobiony w dobrym kierunku.
Na razie aby oswoić nowy dom i
przegonić stare zapachy upiekłam najbardziej aromatyczny chleb na
świecie. Lepki jak jesienna wieczorna mgła, słodki jak światło
świec i pachnący jak wymarzony dom – z bananami, daktylami i
muscavado.
Z tym chlebkiem obok i filiżanką
herbaty poczytam sobie co u was.
Chlebek bananowo daktylowy
(foremka 23cm na 11cm)
temp. : 175 stopni
czas pieczenia: 1 godzina
czas przygotowania: 15 minut
200 g suszonych daktyli
4 dojrzałe banany
2 jajka
pół kostki miękkiego masła
pół szklanki ciemnego cukru muscavado
1 łyżka syropu klonowego
1 łyżeczka cynamonu
1 szklanka mąki pszennej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
pół łyżeczki sody
Obieramy trzy banany i miksujemy z
daktylami i jajkami w blenderze.
Masło miksujemy na biały puch dodając
muscavado i syrop klonowy.
Mąkę przesiewamy z cynamonem,
proszkiem i sodą.
Łączymy masę maślaną z masą
bananową. Wsypujemy mąkę i mieszamy łyżką.
Foremkę smarujemy masłem.
Przekładamy ciasto do foremki. Ostatni
banan obieramy i kroimy wzdłuż. Układamy połówki banana na
wierzchu ciasta.
Foremkę wstawiamy do piekarnika i
pieczemy godzinę.
Upieczone ciasto może wystygnąć w
piekarniku.
Jest wilgotne, lekko dymne w smaku i
absolutnie pyszne.
Mój pierwszy wypiek w nowiutkim domu,
z nowego piekarnika.
Smacznego
wygląda przepysznie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie :)
Limonko, najważniejsze, że jesteś, a wszystko w swoim czasie się poukłada.Ściskam ciepło imwysyłam moc pozytywnach fluidów:)))
OdpowiedzUsuńTen chlebek to wybuch smaku! Z czasem tak jest ze biegnie jak szalony, ale Limonko nie daj mu sie! Ges jest na pewno dobrym znakiem :)
OdpowiedzUsuńale narobiłaś smaku a ten zapach w calym domu to dopiero jest piękne ,,buziaczki .CZas kto by się nim przejmował jak ciagle biegiem i ciągle brak własnie CZASU.
OdpowiedzUsuńZnam to doskonale - choć listopad zwyczajowo się dłuży, mi umknął nie wiadomo kiedy. A tu już pierniczki trzeba piec, ciasteczka do puszek i o świątecznych porządkach pomyśleć...
OdpowiedzUsuńCiacho pierwsza klasa :)