piątek, 20 listopada 2020

Nie odwołujmy Świąt i dynia z soczewicą i miękkim serem pleśniowym

 



Coraz bliżej święta, coraz bliżej święta...

Ha, ha, ha. Zamiast "ho, ho, ho"

Niby sklepy coś tam oferują, niby czerwień splątana ze złotem wyziera zza rozpaczą podszytych gałązek plastikowo zielonych. 

Ale, o zgrozo, ani jednej piosenki świątecznej jeszcze nie słyszałam a to już połowa listopada!

Nigdy bym się nie spodziewała, że zatęsknię za White Christmas. Proszę, niech ktoś włączy przewijanie i niech już będzie normalnie.

Niby płynie czas w swoim tempie. Ale czy ktoś pamięta Wielkanoc ? 

Czy wracam pamięcią do chwil zadumy na cmentarzu  pierwszego listopada? 

Większość sklepów próbuje podgrzać atmosferę już na wejściu. Od drzwi pchają się do rąk srebrne girlandy, świąteczne karneciki, kubeczki z Mikołajem. 

Cóż, kiedy nikt ich nie zauważa. Nigdzie nie zauważyłam wypieków na twarzy, wywołanych brokatową bombką choinkową. 

Wchodzę i mam wrażenie szarości. Jakby jakimś czarnoksięskim zaklęciem na świątecznych symbolach sprały się kolory. 

A może ja mam zaćmę? 

Temat świąt w ogóle nie cieszy się dobrą prasą. Nikt nie zagaja rozmowy typu: a gdzie spędzacie świeta? A dzieci kiedy przyjadą? 

Nie słyszę by któraś z moich znajomych robiła plany zakupowe lub wpisywała do grafiku generalne porządki.

Żyjemy jakby kalendarz się zawiesił i było mu wszystko jedno jaka jest dzisiejsza data. 

Odwołano w tym roku już większość atrakcji. Wesela, chrzciny, jubileusze, rocznice, halloweeny, wszystkich świętych. 

Aż się boję, że niedługo jedynymi powodami do spotkań towarzyskich będą manifestacje , demonstracje lub pogrzeby.

A przed nami andrzejki, barbórki, mikołajki i gwiazda najjaśniejsza świąt wszelakich: Boże Narodzenie. O skromnym sylwestrze nie wspomnę.

Czy połowa listopada czymś różni się od połowy kwietnia? 

Tym, że w kwietniu dnia przybywało a teraz ubywa. 

Czy ma to przełożenie na nasze myśli?

Ma. Nawet coś, o czym zawsze myśleliśmy z wyrazem dziecięcego zachwytu na twarzy czyli święta, dzisiaj jest wspominane z niepewnością w głosie. Czy będą? Jakie będą?

Oczywiście, że będą. Tylko musimy o nie zadbać.

Sami. Bez oglądania się na cokolwiek i kogokolwiek. 

Przyznam, że i mnie wpadła do głowy myśl, że chyba nawet w tym roku choinki nie kupię. Bo po co? Dla kogo? Dla nas, starych prykow?

Potem walnęłam się w czoło z całej mojej rozsądnej siły. 

A właśnie, że nie! Nie dam się głupim myślom, ani dołującemu nastrojowi.

Choinkę kupię największą z możliwych. A ozdoby przytargam wszystkie. Obwieszę nimi cały dom i jego okolice. I zapalę srylion światełek. 

A potem nakryję pięknie stół, założę obcasy i w towarzystwie zooma podzielę się opłatkiem.

I ani myślę się smucić, rozpamiętywać i snuć czarne scenariusze na przyszły rok. 

Bo jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie wspaniale.

Taki oto buncik ( zdrobnienie od słowa "bunt") się we mnie odezwał.


A teraz do działania. Smacznego, pachnącego.




Pieczona dynią z soczewicą i miękkim serem pleśniowym

(jak zwykle z niezastąpionego "Prosto" YotamaOttolenghi)


1 nieduża dynia hokkaido lub piżmowa

1 czerwona cebula

1 puszka ugotowanej na parze soczewicy (oczywiście możecie sobie igotować soczewicę)

1 ząbek czosnku

1 cytryna, sok i otarta skórka

garść natki pietruszki

garść umytego szpinaku

garść liści mięty

kilka liści szałwii

kilka łyżek oliwy

100 g miękkiego sera z niebieską pleśnią (w oryginale dolcelatte)

3/4 łyżeczki soli, pieprz

Umytą dynię (nie obraną), oczyszczoną z pestek i włókienek kroimy na półksiężyce.

Cebulę kroimy w piórka.

Do dużej miski wkładamy dynię i cebulę. Polewamy 2 łyżkami oliwy. Posypujemy solą, pieprzem i porwaną szałwię. Mieszamy, wykładamy na blachę, wyłożoną papierem do pieczenia i pieczemy w piekarniku nagrzanym do 220 stopni przez 25-30 minut. Warzywa powinny się zrumienić.

Upieczone, wyjmujemy i zostawiamy na 10 minut.

Do odcedzonej soczewicy dodajemy sok i skórkę z cytryny, starty czosnek, resztę ziół, 1 łyżkę oliwy.

Do soczewicy dokładamy  dynię i cebulę. Delikatnie mieszamy, dodając, jeśli trzeba nieco soli.

Rozkładamy danie na talerze i na górę dorzucamy kawałki sera. 

Jeśli uważacie, że same warzywa to nieco skromnie na obiad, upieczcie kawałek łososia w piekarniku, polewając go łyżką masła z odrobiną skórki z cytryny.

W ten sposób podacie piękne, pełnowartościowe danie jesienne.





Smacznego i dbajcie o siebie i innych


3 komentarze:

  1. Ha! Kochana, ja wykonam srylion przysmaków i zaproszę całą rodzinę (przedrą się czynnym od wojny szlakiem ruskich zwiadowców) i będziemy obżerać się i popijać do zatracenia! I wyjdziemy na pole, i będziemy tak głośno śpiewać kolędy, że cała źwierzyna leśna na naszym przysiółku zawtóruje!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Limonko, przeczytalam dawno temu ale nie skomentowalam. Buncik i bunt jest wskazany - Swieta sa, wiec i choinka i oplatek MUSZA BYC. Bo inaczej to tak, jakbysmy dali pandemii za wygrana. Co to, to nie! (to pisalam ja, Ciasteczko)

    OdpowiedzUsuń
  3. Choinka obowiązkowo;) Tylko u mnie nie największa, bo zajęłaby całe mieszkanie:D Świetny przepis! Coraz bardziej przekonuję się do dyni, która jakimś dziwnym trafem nigdy mnie do siebie nie przekonała:P

    OdpowiedzUsuń