Szybki rzut oka i wszystko stało się
jasne. Stałam się okropną zrzędą. Ostatnie wpisy to bezustanne jojczenie. A to
smutno, a to staro, a to boleśnie. Ludzie be, pogoda be i świat do kitu.
Chyba na mózg mi padło.
Gruntowna inwentaryzacja życia mego i
proszę oto bilans: nie mam się czego czepiać.
Nic tak dobrze nie robi na otrzeźwienie
umysłu jak kartka papieru i pióro. Po lewej winien, po prawej ma. I co?
Otóż, prawa strona radosna jak kijanka w
kałuży. Lewa kulawa i mikra. Czyli, Vincent? Cieszymy się?
Cieszymy, machamy ogonkiem i snujemy
dalekosiężne plany. Światu wróciły kolory a mnie równowaga psychiczna. Na
razie. Póki hormony są na „kiwnięciu” w górę;)
Z hormonami nie ma co zadzierać. To one
rządzą światem. Nie dajcie sobie wmówić, że jest inaczej. Chyba dlatego
dzieciństwo zalicza się do najszczęśliwszych okresów w życiu. W tym beztroskim
czasie hormonem lub hormoną może zostać np. tajemniczy stwór mieszkający
sztucznej szczęce babci.
Obce nam w dzieciństwie są wszelkie
szamotania i rozterki. Ale już wtedy, kiedyśmy jeszcze niewinni i nieświadomi
one nami manipulują. Rośniemy…lub nie. A potem jest straszniej.
Kiedy pamięć rozgrzebuje lata
nastoletnie, wtedy dopiero widać jaką nam hormony fundują jazdę. Bez trzymanki.
Macie nastoletnie dziecię po dachem? Pięknie jest, prawda? Patrzysz na gnojka,
który jest krew z krwi i kość z kości i myślisz czasami czy zarąbać od razu,
czy może dać sobie jeszcze jedną szansę.
Kim się jest mając 14 lat? Ni to dziecko,
ni dorosły, ni facet, ni kobitka. Przeciętnie niecałe 40 kg sprzeczności,
frustracji i oczywiście, hormonów.
Amor vincit omnia, szczególnie w
przypadku tej rodzicielskiej. Ależ świat jest przewrotnie urządzony.
I tak pchamy się przez życie, napędzani
chemią. Najgorsze, że nie tylko swoją….Mąż, dzieci, rodzice, teściowie.
Wszystko aż kipi. Te testosterony, progesterony, estrogeny, kortyzole,
liberyny, insuliny! One stale mają coś do zrobienia. I nie pytają nas o zdanie.
Ile w nas jest wolnej woli a ile
wewnętrznego przymusu.
Dopamina. Znacie ją? Wiecie, że to ona
daje nam kopa. Motyle w brzuchu to jej zasługa. A w połączeniu z oksytocyną?
Niech ciągle trwa maj! Jesteśmy aktywni socjalnie? Z własnej woli? Gdzie tam…
to wazopresyna podobno.
Powiedzcie gdzie tu jest miejsce na wolną
wolę.
Chyba, że za pomocą chemii spróbujemy
zapanować nad tym wzburzonym światem. Z wszystkich znanych mi polepszaczy
hormonalnych najlepsza jest czekolada. Płynna, stała, słodka, gorzka, pikantna
i nadziewana. Obojętnie.
I herbata. No, ale ona jest dobra w
każdej sytuacji.
Zanim więc w akcie kolejnej, ponurej
desperacji sięgniecie po rozwiązania ostateczne i zaczniecie ostrzyć siekierę,
weźcie głęboki oddech i pokażcie hormonom kto tu rządzi.
Od tygodnia mamy łatwiej. Jest ciepło,
jest słonecznie, jest coraz bardziej zielono. Hormon szczęścia wylewa się
niczym nie zmącony (alergie i wiosenne katary pominę).
Korzystajmy, bo za chwilę znów nas walnie
jak obuchem w łeb.
Niech będzie kolorowo, lekko i
przepysznie.
Spring
Rolls czyli wietnamskie ryżowe zawijańce
paczka papieru ryżowego (ma go każdy
nieco większy od kiosku sklep)
kiełki sojowe
ogórek, obrany i pokrojony w słupki 5-7
cm
marchewka, pokrojona zapałkę
garść ryżowego makaronu vermicelli,
ugotowanego i odsączonego
garść poszatkowanej kapusty pekińskiej
lub sałaty lodowej
kilkanaście obgotowanych krewetek bez
pancerzyków
garść grzybków shimeji lub enoki (krótko
obgotowanych)
liście tajskiej bazylii
liście mięty
liście kolendry
szczypiorek
kilkanaście liści młodego szpinaku
sos do
kapusty i marchewki z makaronem:
1 łyżka sosu rybnego
1 łyżka brązowego cukru
sok z jednej limonki
sos do
maczania nuoc cham:
2 łyżki soku z limonki
2 łyżki sosu rybnego
2 łyżki wody
1 łyżka brązowego cukru
1 łyżeczka posiekanego imbiru
1 ząbek czosnku, drobno posiekany
pół papryczki chilli, posiekanej drobno
Powiem tak: co włożycie do papieru
ryżowego i podacie z sosem do maczania będzie i tak smakowało genialnie. MMŻ
twierdzi, że ten sos uszlachetniłby nawet rozgotowanego kurczaka.
Kombinacja składników do rollsów jest ograniczona
tylko wyobraźnią wykonującego.
Niech mój przepis będzie wstępem do
tematu.
W misce zmieszajcie kapustę, marchewkę i
ogórka i makaron. Wymieszajcie z sosem.
Przygotujcie sobie resztę składników. Niech
stoją przed wami miseczki z krewetkami, grzybkami, kiełkami i zieleniną.
Do dużej płaskiej miski nalejcie letniej
wody. Włóżcie jeden płat papieru ryżowego i popchajcie palcem by się cały
zanurzył.
Po minucie wyjmijcie płat (będzie bardzo
omdlały) na czysty ręcznik kuchenny. Na brzegu ryżowego płatka nałóżcie łyżeczkę
mieszanki makaronowo kapuścianej. Obok dodajcie po krewetce i grzybku.
Uzupełnijcie liściem szpinaku i ziołami
wedle upodobania.
Teraz część teoretycznie najtrudniejsza. Jak
zwinąć wymykającego się i delikatnego ryżowego placka.
Przede wszystkim nie należy tracić głowy.
Nawet jeśli coś się rozerwie, to nie będzie to miało wpływu na smak.
Wietnamczycy znają pojęcie „otwartych rollsów”. Mówiąc w skrócie, to, co teraz
widzicie przed sobą czyli miseczki ze składnikami a obok papier ryżowy daje wam
pełne danie. Już dobrze wygląda.
Jeśli jednak jesteście uparci i dążycie
do ideału, to nie pozostaje nic innego jak, ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć.
Jeżeli umiecie zwijać krokiety z kapustą
i grzybami, spring rollsy też zwinicie.
Gotowe zawijańce podajemy z sosem nuoc
cham.
Jeśli coś zostanie (ha, ha, ha) usmażcie
na głębokim oleju. Takie sajgonki to kolejny krok w kuchni wietnamskiej.
Smacznego
P.S.
Na zdjęciu, w miseczce jest sos na bazie sosu hoisin. Pierwszą porcję nuoc cham (zanim złapałam na aparat fotograficzny) MMŻ wypił jako napój chłodzący.
Limonko, jakie u Ciebie pysznosci. Chyba sobie zafunduje Saigon Bistro ktoregos dnia w tym tygodniu zainspirowana Twoim dzielem.
OdpowiedzUsuńA wpis - super - az oplulam ze smiechu ekran!
To świetny sos, ale jako napój chłodzący?! :)
OdpowiedzUsuńMój Mąż ma dziwne upodobania kulinarne. Woda z octem po pepperoni to dla niego ambrozja;)
UsuńAle odpicowane, no no no... Te listki układane, prześwitujące grzybki... BAJEREK!
OdpowiedzUsuń