piątek, 6 kwietnia 2018

Jak zostałam pierwszym hipsterem w mieście czyli curry z bakłażanem i okrą



























Powiem tak: "życie jest jak pudełko czekoladek". Zaraz, zaraz, czy ja tego już nie słyszałam wcześniej z wielkiego ekranu?
Mając pudełko przed sobą nie mamy pojęcia jakie smaki będą naszym udziałem.
Pewnego pięknego dnia zauważyłam (ha, ha, ha) , że coś nietęgo z moim wzrokiem. Nie żebym wcześniej była jakimś snajperskim orłem, ale własne paznokcie u nóg mogłam zlokalizować bez pudła. I otóż, pewnego dnia, pomalowawszy sobie paznokcie krwistą czerwienią, ktoś życzliwy pochylił się nad moją urodą z niepokojem i zapytał, czy obcięłam sobie palce.
Machanie pędzlem na oślep miało konsekwencje w postaci zatroskanego znajomego.
Niby dało mi to do myślenia, ale wiecie jak jest. O sobie ma się zazwyczaj dobre zdanie.
Dopiero nie namierzenie dziurki w igle (całkiem sporych rozmiarów) naprowadziło mnie na drogę poznania. Chyba tracę wzrok! Grozi mi ślepota!
Aha, chyba tylko ta umysłowa! Nie ślepota mi zagrażała tylko okulary do czytania.
Ta czekoladka okazała się raczej cierpka w smaku.
Dalej było nie mniej zabawnie. Ilość nowości na, wydawałoby się znanej mi drodze życiowej, wprawiała mnie w zdumienie.
Idę spać jako ja, a rano budzę się jako ktoś inny. Włos gęściejszy, nos dłuższy, nieco mi się zmalało. Co jest grane?!
Jako, że jestem człowiekiem na wskroś optymistycznym, podeszłam do sprawy pogodnie.
Nowe? Czytaj: może lepsze?
Poobserwujmy a potem spróbujmy wyciągnąć wnioski. Takie podjęłam zobowiązanie.
Dni mijały. Ja dzielnie oswajałam  nową "Ja". Moje przyzwyczajanie było wystawiane na ciężką próbę, ponieważ czasami sama się ze sobą nie dogadywałam.
Całe życie lubiłam pieprz. A tu masz. Pewnego razu pieprz okazał się zabójczy. Dla tej nowej nie do zaakceptowania.
Ile we mnie zostało mnie? I kto tu rządzi?
Dzisiejszy wpis jest dowodem na to, że sprawy idą w niedobrym kierunku.
Wiecie co powoduje, że rano w ogóle otwieram oczy? Herbata z mlekiem. To dla niej warto wstać i wziąć się z realem za bary.
Wiecie co poprawia mi humor, kiedy wszystko dookoła szarzeje i drży? Herbata z mlekiem.
Wiecie o czym marzę, kiedy zmarznę lub jestem daleko od domu? O herbacie z mlekiem.
Mamy różne fiksumdyrdum. Moim jest herbata z mlekiem. A właściwie: była.
Od trzech dni piję na śniadanie (fuj!) zieloną herbatę. Co ja mówię! W ogóle, w dziedzinie herbat, piję od trzech dni tylko (fuj!) zieloną herbatę. Po południu, co prawda, nieco mniej "fuj" ale i tak daleko mi do zachwytów.
Okazało się, że zawartość czekoladek w mojej życiowej bombonierce jest zaskakująca. Tym razem trafiła mi się laktoza. A precyzyjniej, moja na nią nietolerancja.
Po tylu latach picia wiader mleka, cysternach śmietany i wagonach sera ja mam wstręt do laktozy?
To żarty jakieś? Gdzie tam, natura świadczy sama za siebie. Od tygodnia laktoza jest be.
Skąd to się wzięło? I co będzie z moją poranną herbatą?
Co "ta obca" we mnie sobie myśli?!
MMŻ przywiózł z Finlandii piękny nóż. Wygląda jakby dało się nim patroszyć łosie (tylko teoretycznie ma się rozumieć). Zerkam sobie na niego i już widzę jak wyłuskuję z siebie "tą obcą”.
Tylko, że wtedy nie groziłaby mi już ani laktoza, ani skleroza. 
By odpędzić krwawe wizje popędziłam do marketu w celu rozeznania tematu.
Będę żyć. Co prawda bez mleka od krowy ale przecież wydoić można nawet migdała. Ot co.
Witajcie kozy, owce, soje, ryże i migdały w stanie płynnym.
W ten oto sposób zostałam pierwszym w moim mieście hipsterem. Dowodem na to jest absolutny brak produktów bezlaktozowych na półkach. Moi miejscy sąsiedzi mają całkiem przyziemne alergie; na pyłki, na kurz, na psa, na dzieci, na pracę. Takiej fanaberii jak uczulenie na krowie mleko jeszcze w moim mieście nie odkryli.  
Teraz do stolicy będę przybywać z odkrytą przyłbicą. Tam wszyscy , zgodnie z panującymi trendami mają na coś uczulenie. A najlepiej jeśli jest to kombinacja laktozy i glutenu.
Zupełnie nieoczekiwanie czekoladka okazała się być super modną. Przynajmniej w stolicy.
Zaparzywszy sobie czarnej herbaty z mlekiem bez laktozy (dziwnie smakuje) usiadłam i podzieliłam się z wami nowościami w mym życiu.
Teraz czas przejść do konkretów. I coś ugotować. Bez laktozy, bez glutenu, bez ociągania.



Curry z bakłażanem i okrą

W mieście moim okra występuje równie często jak mleko bez laktozy. Prędzej spodziewałabym się Indianina w pełnym rynsztunku niż okry u pani Eli. Aż tak głęboko Europa tu nie zajrzała. Okrę mogę sobie przywieźć z dalekich krajów lub nabyć w ....stolicy. Tam w potopie produktów bez morderczego glutenu i zabójczej laktozy okra wygląda pewnie jak uboga krewna.

Okra wygląda jak małe zielone papryczki ale jest zupełnie czym innym. To piżmian ślazowaty. Jest chrupka i śliska jednocześnie. Można ją uwielbiać lub ją odrzucać z odrazą. Jest boska!
I nie da się jej zastąpić niczym innym.

1 bakłażan, pokrojony
2 garści okry
1 czerwona cebula, pokrojona w piórka
2 ząbki czosnku, posiekane
2 cm kawałek imbiru, posiekany
1 łyżeczka czarnej gorczycy*
4 liście curry*
1 łyżeczka mielonej kolendry
pół łyżeczki mielonego kuminu*
1 łyżeczka mielonego chilli
pół łyżeczki mielonej kurkumy*
1 łyżeczka soli
1 łyżeczka miodu
1 łyżka soku z limonki
2 pomidory bez skórki
1 szklanka mleczka kokosowego
2 łyżki oleju do smażenia

Całą operację rozpoczynamy od bakłażana. Kroimy go wzdłuż, a potem w 5-7 cm słupki.
Mieszamy z olejem i odrobiną soli. Wykładamy na blachę, wyłożoną papierem do pieczenia i pieczemy w 180 stopniach około pół godziny.
Na patelni rozgrzewamy łyżkę oleju i wsypujemy ziarna gorczycy. Po kilku sekundach, dorzucamy liście curry. Po kolejnych kilku sekundach dodajemy cebulę, czosnek i imbir. Smażymy 2-3 minuty i dodajemy kolendrę, kumin, chilli, kurkumę, sól, miód, sok z limonki oraz pokrojone pomidory.
Mieszamy. Wlewamy mleczko kokosowe, ćwierć szklanki wody. Zagotowujemy.
Dorzucamy upieczonego bakłażana i umytą, pozbawioną ogonków, oraz przekrojoną wzdłuż okrę.
Zmniejszamy ogień, przykrywamy patelnię i gotujemy na małym ogniu 10 minut, mieszając od czasu do czasu.
Doprawiamy solą jeśli potrzeba i podajemy z ryżem i sałatką z ogórków.
*nie kręćcie nosem, że wymyślam jakieś cuda. Te składniki już trafiły pod strzechy. Sama widziałam.



Smacznego

4 komentarze:

  1. Witam cię bardzo serdecznie w ten kwietniowy dzień Spoglądam na twoje zdjęcie i Ślinka mi się zbiera w ustach zaraz mi wypadnie hahaha Szkoda że nie można tak przez monitor wyciągnąć talerza z tą potrawą Pozdrawiam serdecznie i życzę przyjemności w tworzeniu kolejnych kulinarnych inspiracji


    💁 odnowionaja.blogspot.com

    Zapraszam Cię serdecznie na bloga swej Przyjaciółki Agnieszki , która chwyta piękne chwile w swój obiektyw , ale również pisze życiowe przesłania z serca dla drugiego człowieka .

    Pozdrawiam serdecznie Sylwia 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Limonko, zaczynasz od mleka bezlaktozowego, czyli nastepnym etapem beda kurkumowe bezlaktozowe latte pite prosto z obranego awokado ;)

    Curry z okra jest na szczescie nie tylko dla hipsterow i jest pycha!

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny przepis, bardzo kuszący. Zdecydowanie chcę wypróbować. Nigdy nie jadłam okry, a taka wychwalana. :) Tekst również bardzo ciekawie napisany. Pozdrawiam serdecznie, życzę miłego weekendu. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Okrę to pchała czarna piastunka w Scarlett, hłe hłe...

    OdpowiedzUsuń