Nie dla mnie żelatyna. Przepadnijcie
wszelkie galaretki. Jeśli coś ma drżeć, to tylko liść na wietrze.
W tzw. "spożywce" drżący
produkt wywołuje u mnie dygot. I ucieczkę. Dokądkolwiek byle daleko.
Skąd ta awersja do ruchów sprężynujących?
Tu potrzeba dobrej amerykańskiej psychoanalizy bo sama do niczego nie dojdę.
Ha, ha, ha nie liczcie w tym miejscu na
tajemnice z mojego życia. Nie będę rozkładać na czynniki pierwszych moich
kontaktów z matką ani grzebać w życiu płodowym.
Zresztą, moje zainteresowanie tematem nie
jest tak głębokie.
Po prostu, nie lubię galaretki pod żadną
postacią i kropka.
Czasem jednak nie lubić nie oznacza nie
robić. Oczekiwania i skłonności osób najbliższych są wystarczającym powodem by
własne animozje schować do piwnicy. Niech tam drżą jak niewinna dziewica w
skandynawskim wydaniu.
Ciasta bez pieczenia na swój prywatny
użytek nie nazywam ciastami. Coś, co nie wymaga pieczenia pachnie mi z daleka
szwindlem i łatwizną. To uczucie absolutnie subiektywne więc proszę sobie nie
brać do serca.
Osobiście czuję rodzaj niedosytu używając
żelatyny ale znam zagorzałych fanów niestabilności wszelakiej i nie mnie
oceniać gusta. Dysputę o wyższości drożdżowego nad galaretowatym uważam za
stratę czasu. Jedni lubią schabowego a inni nie. I już.
MMŻ należy do zaprzysięgłych,
zatwardziałych i manifestujących swoje uwielbienie wyznawców drżenia.
Niech ma. Czego jak czego ale galaretki
na pewno nie będę mu żałować.
Drżące jogurtowo kokosowe
ciastko z różową wkładką
Spód ciasta:
paczka oreo
2 łyżki masła
masa jogurtowo kokosowa:
350 g jogurtu
1 szklanka kokosowej śmietanki
1 galaretka kokosowa (pinacolada)
3 łyżki cukru pudru
3 łyżeczki żelatyny
1 galaretka wiśniowa
200 ml kremówki do dekoracji
1 łyżka cukru pudru
Ciastka mielimy w blenderze a masło
rozpuszczamy Wlewamy do okruchów i znów puszczamy w ruch blender.
Masą ciastkową wykładamy okrągłą formę o
średnicy 21 cm. Wkładamy do lodówki.
Galaretkę wiśniową przyrządzamy zgodnie z
przepisem i wlewamy do płaskiego naczynia. Kiedy wystygnie, przekładamy do
lodówki. Zastygłą galaretkę kroimy w kostkę.
Żelatynę zalewamy wodą by napęczniała.
Galaretkę kokosową rozpuszczamy w pół szklanki gorącej wody.
Napęczniałą żelatynę wkładamy do miseczki
z galaretką kokosową.
Zagotowujemy rondelek z wodą i zdejmujemy
z pieca. Do rondelka wkładamy miskę z żelatynę i galaretką kokosową. Teraz
będziemy mieli pewność, że i jedno, i drugie rozpuści się perfekcyjnie. Tylko
pamiętajcie by wody w rondelku było tyle, że po włożeniu miski nie wlała się do
środka. Drugim sposobem jest postawienie miski na garnku z gotującą się wodą
(jak w przypadku rozpuszczania czekolady).
Kiedy żelatyna z galaretką będą gładką i
jednolitą substancją bierzemy się za jogurt.
Ubijamy w misce śmietankę kokosową z
cukrem. Nie będzie miała puszystości ubitej kremówki ale trochę bąbelków
powietrza nada jej lekkości.
Do ubijanej śmietanki dodajemy
jogurt.
Dwie łyżki mieszanki jogurtowej dodajemy
do żelatyny i mieszamy.
Do ubijanej masy kokosowej wlewamy jeszcze
ciepła żelatynę. Sprawdzamy czy jest wystarczająco słodka.
Wyjmujemy formę ze spodem z lodówki.
Wlewamy połowę masy jogurtowej na ciasto.
Pokrojoną w kostkę galaretkę sypiemy na białą masę. Przykrywamy drugą częścią
masy jogurtowej.
Wkładamy do lodówki by ciasto stężało.
Ubijamy kremówkę z jedną łyżką cukru
pudru i wyciskamy rękawem cukierniczym zgrabne różyczki na wierzch ciasta. Ja dodatkowo
posypałam górę różowym cukrem. Jak szaleć, to szaleć.
MMŻ odpłynął do deserowego raju przy tym
cieście.
Jak to dobrze, że ludzie są różni.
Smacznego
Jak to pieknie napisalas Limonko! I pieknie sfotografowalas!
OdpowiedzUsuń(ja jestem z tych mniej drzacych, szczegolnie jesli w okolicy galaretki jest tez smietana!)
Myślę, że Jacuniu zadrżałby na sam widok tej pyszności, ale mu nie pokażę, bo zagnałby mnie do wykonu na ksylitolu :-D
OdpowiedzUsuń