Wiecie, że do świąt zostało 37 dni.
Robicie już plany sylwestrowe? A może podsumowania? Jaki był kończący się rok?
Lato i jesień zapisały się pod znakiem
huraganów. To był czas łamanych drzew, zalanych domów i skrajnej rozpaczy.
Uciekliśmy z domu pod lasem jakby front
wojenny się zbliżał. Wywieźliśmy katar, zapalenie oskrzeli, dwa słoje suszonych
grzybów i worek pytań bez odpowiedzi.
Huragany wymiatające śmieci z pod płotów
i zrywające dachy nie ominęły i nas. Może nie wyrywały drzew i nie pozbawiły
nas domu ale spowodowały zamęt, o którym nawet mi się nie śniło.
Trzeba być czujnym, to wiem na pewno.
Brak czujności oznacza rękę w nocniku. Oznacza rewolucję. A rewolucja ciągnie
za sobą ofiary.
Huragany nadciągają czasami znienacka.
Rano świeci słońce a po południu załamujesz ręce nad zmarnowanym dobytkiem.
Po śniadaniu zanurzałaś bose stopy w
miękkiej trawie a pod wieczór próbujesz utrzymać równowagę na lotnych paskach,
potykając się o resztki tego, co zostało z twojego życia.
Trzymasz kurczowo klucze do domu a domu
już nie ma.
Nie, nie, na martwcie się o mnie. Mnie
nie dotknął kataklizm nieobliczalnej pogody.
Ale wiatr czasem wieje. Bronię się przed
nim, otwieram wszystkie parasole jakie znajduję w domu. Lecz czy parasol chroni
przed huraganem?
A do słonecznej wiosny daleko.
Podobno jest danie, które jest lekiem na
całe zło świata.
Oprócz znanych mi i testowanych sposobów,
ten był mi do tej pory obcy.
Nadszedł czas by poddać go próbie. Czy
naprawdę ma moc uzdrawiania duszy i ciała?
Nie zaszkodzi spróbować. Nawet jeśli nie
doznam umysłowego oświecenia i nirwany, ciepłe danie w deszczowy dzień ma moc
promiennego uśmiechu.
Kto nie wierzy w cudowną moc kalorii
niech posłucha tego. Przypomni sobie wtedy, że "muzyka jest dowodem na to, że są miejsca nie zrobione z kamienia".
Ramen
czyli japońska zupa cudo
To przepis dla cierpliwych. Uczciwie powiem, że zajęło mi
trzy dni zrobienie tej zupy. Trochę z winy mojego ociągania a trochę z przyczyn
technicznych.
Tak czy owak, przepis jest wielowątkowy i wielopoziomowy.
Nie jest to zupa, którą można machnąć w jedno popołudnie.
Jest jednak warta każdej minuty jej poświęconej.
Nie wiem czy ma działanie magiczne ale na pewno jest
smaczna.
Raz na długi czas można oddać jej trochę swego czasu.
Zapraszam.
pasta do zupy:
1 mała marchewka
pół małej cebuli
ćwiartka jabłka
pół łodygi selera naciowego
1 duży ząbek czosnku
60 ml rozpuszczonego klarowanego masła lub tłuszczu z gęsi
1 łyżka oleju sezamowego
1 łyżeczka startego imbiru
pół łyżeczki sosu sriracha
1 łyżka sosu sojowego
pół łyżeczki soli
pół łyżki tahini
150g pasty miso
Wieprzowina gotowana w sosie sojowym:
pół kg łopatki wieprzowej lub boczku bez kości
woda
3/4 szklanki ml ciemnego sosu sojowego
1 szklanka cukru
¼ szklanki mirinu
1 gałązka szczypioru, posiekanego
łyżeczka startego imbiru
Marynowane jajka:
3 jajka
¾ szklanki sosu sojowego
130 g cukru
1½ łyżeczki startego imbiru
1 zmiażdżony ząbek czosnku
¼ szklanki mirinu
2 łyżki płatków bonito
oraz:
płat nori,
szczypiorek,
2 szalotki,
szklanka oleju ryżowego lub innego roślinnego,
1,5 litra bulionu,
kilka grzybów mun
makaron ramen
Przygotowujemy pastę miso.
Cebulę, marchewkę, jabłko i łodygę selera kroimy. W
malakserze rozdrabniamy warzywa (nie na miazgę, raczej z grubsza).
Rozgrzewamy łyżkę oleju i smażymy warzywa nie niedużym ogniu
około 5 minut. Potem dodajemy sos sojowy, starty imbir i starty czosnek,
srirachę i pół łyżeczki soli.
Po następnych 5 minutach wkładamy wszystko do malaksera plus
pastę miso i tahini. Miksujemy na pastę, przekładamy do pojemnika i odkładamy
do lodówki.
Przygotowujemy mięso.
Owijamy nicią mięso by przybrało ładny, zwarty kształt.
W garnku łączymy wszystkie składniki (wody dolewamy tyle, by
całe mięso było przykryte) i gotujemy po przykryciem na małym ogniu do czasu aż
mięso będzie miękkie czyli około 2 godzin. Po tym czasie wyłączamy ogień,
studzimy mięso, nie wyjmując z zalewy. Schłodzone wkładamy do lodówki.
Jajka marynowane w sosie sojowym.
Zagotowujemy składniki marynaty, wyłączamy ogień i studzimy.
Do wystudzonej marynaty wkładamy jajka ugotowane na pół twardo*(najlepiej użyć
plastikowego pudełeczka z przykrywką). Papierowy ręcznik kładziemy na wierzch
marynaty. Niech dobrze nasiąknie marynatą. Dzięki niemu jajka nie wypłyną na
powierzchnię. Na wierzch sypiemy 2 łyżki płatków bonito. Wkładamy pojemnik z
jajkami do lodówki. W marynacie jajka przechowujemy 2 dni.
- By jajka były idealne wkładamy jajka o temperaturze pokojowej do zimnej wody. Stawiamy garnek na ogniu i zagotowujemy. Po trzech minutach wyłączamy ogień a po następnych dziesięciu wyjmujemy jajka z wody i przekładamy do zimnej wody. Potem obieramy ze skorupek.
Smażymy szalotki.
2 szalotki kroimy na cienkie plasterki. W niedużym rondelku
rozgrzewamy olej (około pół szklanki)
Kiedy olej jest rozgrzany wrzucamy szalotkę. Powinna być zanurzona
w gorącym oleju. Na niedużym ogniu smażymy szalotkę około 15 minut. Powinna
powoli zmieniać kolor na złoty.
Czas na podanie zupy.
W tym momencie potrzebny będzie zmysł organizacyjny. Dobrze
jest przygotować sobie wszystkie części składowe zupy a potem tylko połączyć je
w misce.
- Grzyby mun zalewamy gorącą wodą. Po 10 minutach stawiamy je na ogień i gotujemy 10 minut.Ugotowane, wyjmujemy z wody, w której się gotowały i kroimy na paseczki.
- Płat nori, smarujemy olejem i kroimy na trójkąty (tyle trójkątów i le miseczek z zupą) i prażymy na suchej patelni aż staną się chrupkie.
- Zagotowujemy bulion i dodajemy do niego 1 szklankę pasty miso*. Mieszamy i zagotowujemy krótko.
- Mięso wyjmujemy z marynaty i osuszamy papierowym ręcznikiem. Obsmażamy, zdejmujemy nici i kroimy w plasterki.
- Jajka również wyjmujemy z zalewy i kroimy na połówki.
- Gotujemy makaron, a ugotowany odcedzamy.
- Do misek kładziemy po porcji makaronu, zalewamy zupą.
- Na wierzch kładziemy jajka, plastry mięsa, pokrojone grzyby mun, smażoną szalotkę. Całość posypujemy szczypiorkiem. Na koniec wstawiamy kawałek nori.
*resztę pasty można przechować w lodówce przez tydzień lub
zamrozić
Wierzcie lub nie ale ta zupa to jest moc. Tak bogatej i
różnorodnej w smaku już dawno nie jadłam. Może się z nią równać tylko nasz 8 godzinny
rosół lub wietnamskie pho.
Zdecydowanie polecam.
Limonko Twoj ramen wyglada zachecajaco, a dopiero co zjadlam kolacje. A muzyka... poezja i marzenie!
OdpowiedzUsuńWitaj, kochana :-) U mnie już lepiej - nie, nie, nas też nie zdmuchnęło, to życiowe zawieruchy. A czytanie o takich wspaniałych smakach z Jesami w tle to cudowny relaks!
OdpowiedzUsuńWitaj Limonko, Twój ramen jest genialny i pewnie musi wyjątkowo smakować. Pomyślności i samych pięknych, wyjątkowych, kulinarnych dni... w Nowym Roku.Pozdrawiam Was serdecznie!
OdpowiedzUsuń