Dziś mamy wszystkie
instrumenty i narzędzia by w nim grzebać. Możemy je poprawić, naprawiać, zepsuć,
zbagatelizować albo wyrzucić do śmieci.
Nie ma co
przejmować się przeszłością. Ona już się zdarzyła i w niej też nic nie możemy
poprawić. Przynajmniej na razie; o ile wiem maszyna czasu jeszcze ciągle
występuje tylko w literaturze S.F.
„Wczoraj” mamy za sobą
i tu sytuacja jest podobna do odebranego garnituru od krawca.
Nie da rady nic naciągnąć.
Nożyczki zrobiły swoje, rachunek zapłacony.
Podejścia są dwa.
Albo dobrze leży (o garniturze mówię) i odczuwamy rodzaj satysfakcji z podjętej
decyzji albo z każdym otwarciem szafy widzimy przedmiot naszej porażki w
dziedzinie gustu lub umiejętności krawca.
Wyciągamy wtedy
wnioski i następny garnitur szyjemy w Paryżu.
Przeszłość to
przeszłość. Zazwyczaj po nic nam ona. Historia ludzkości świadczy o tym, że
dumne hasła o wyciąganiu wniosków są zdecydowanie na wyrost.
Trzymanie się
kurczowo dogłębnej analizy minionego doświadczenia to zazwyczaj strata czasu.
Wyciąganie z kufra,
obwiązanego czerwoną wstążką i podpisanego "wspomnienia" obrazka
sprzed 20 lat jest urocze i słodkie. Tu romantyczny zachód słońca, tam pierwszy
napisany wiersz. Miodzio.
Pytanie: co z tego
wynika?
Odpowiedź: wynika
poprawa nastroju.
I pięknie.
Wniosek:
wspomnienia słodkich miśków i zapachu jaśminu są potrzebne. Niech mają swoją
specjalną półkę w naszej pamięci.
Jednak rozbieranie
na części złośliwej uwagi naszej "ulubionej" koleżanki z pracy to
totalna strata czasu i naszej uwagi. Było, minęło.
Pytanie: czy jest
dla nas ważne?
Odpowiedź: nie.
Wniosek: nie trać
czasu.
Urwałaś wczoraj
zderzak malując oko w lusterku wstecznym?
Nie podporządkowuj
wszystkich swoich myśli karaniu siebie z tego powodu. Nie zadręczaj się
wyrzutami sumienia. Przecież urwałaś go wczoraj. Przecież to nie spowodowało
niczyjej śmierci (mam taką nadzieję). To tylko zderzak nie warstwa ozonowa
naszej planety. To przeszłość.
Następnym razem,
malując oko w lusterku wstecznym, wcześniej zaciągnij hamulec ręczny.
Ten wstęp jest
rodzajem manifestu na nowy rok. Mojego manifestu.
Nigdy nie jest za
późno by coś zmienić w swoim życiu. Wczoraj, dzisiaj, jutro. Przeżyłam całe
mnóstwo "wczoraj". Mam przed sobą (wierzę w to głęboko) wiele
"jutro".
Ale najważniejsze
jest dla mnie "dzisiaj". Od dzisiaj.
Kochanie moje, te
wszystkie, które odwiedzacie mnie tutaj. Pozwólcie, że złożę wam życzenia z
okazji moich nowych wniosków. Nowy rok nie ma tu nic do rzeczy. Przebudzenie
mogło równie dobrze nastąpić w listopadzie.
Bądźcie dla siebie
najważniejsze. Bądźcie dla siebie najczulsze. Bądźcie dla siebie wyrozumiałe.
Życzę wam jak
najmniej wyrzutów sumienia i jak najwięcej pobłażania sobie.
Dodatek też będzie odpowiedni czyli
brownie z Maltesers’ami
200 g miękkiego
masła
200 g dobrej
gorzkiej czekolady
3 jajka
150 g drobnego
cukru
50 g mąki pszennej
szczypta soli
100 g kulek
Maltisers (można je kupić przy kasach w Biedronce)
blaszka do
pieczenia 20 x 20, wyłożona papierem do pieczenia
Pieczenie brownie
powinno być włączone do programu nauczania w głębokiej podstawówce. Nic tak nie
poprawi maluchowi nastroju po mozolnym zapisaniu kartki trudną literką „B”, jak
zapach stopionej czekolady.
A i pani
nauczycielka zdjęłaby z lica minę cierpiącego cerbera. Oj, szkoda czasów, kiedy
ZPT było równie ważne jak zakładanie masek przeciwgazowych.
Włączamy piekarnik
i rozgrzewamy go do 170 stopni.
Na piecu stawiamy
garnek z szklanką wody. Na garnku stawiamy miskę. Nie powinna dnem dotykać
powierzchni wody no i oczywiście nie powinna wpaść do garnka.
Do miski kładziemy
masło i połamaną czekoladę. Kiedy woda w garnku się zagotuje, wyłączamy ogień.
Czekolada i masło
rozpuszczą się siłą rozpędu (lub jakąś inną siłą, nigdy nie byłam dobra z
fizyki).
Mieszamy
czekoladową masę do uzyskania jedwabistej gładkości. Studzimy.
Ubijamy na puszystą
masę jajka z cukrem.
Do masy jajecznej
wlewamy wystudzoną czekoladę. Mieszamy. Wsypujemy przesianą mąkę. Dodajemy
szczyptę soli. Mieszamy. Wsypujemy Maltisers’y. Mieszamy i wykładamy ciasto na
blaszkę.
Pieczemy około 40
minut. Potem studzimy i bez wyrzutów sumienia wykrawamy piękny kawałek dla
siebie. Jesteśmy wielkie!
Smacznego
Masz rację, życie mamy jedno i tylko od nas zależy czy przeżyjemy je szczęśliwie - bo przecież szczęście jest w nas !!! Brownie zawsze i wszędzie :)
OdpowiedzUsuńDziękuje za życzenia,czekałam na nowy wpis.Pieknie Pani opowiada. I te przepisy, ach. Wszystkiego dobrego. Maria
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za życzenia, no a wpis i to co się znajduje Limonko na zdjęciu powoduje, że z przyjemnością sięgnę po coś słodkiego..!!MMM Twoje Brownie jest piękne i pewnie nieziemsko smakuje. Wszystkiego dobrego i słodkiego w Nowym Roku dla Was!!!Pozdrawiam!!
OdpowiedzUsuńDziś trafił mi się dzień sentymentów i przypadkiem trafiłam na Twój wpis. Chyba nawet mi pomógł, więc przestaję się mazgaić i idę do przodu :) a ciasto... no cóż... kawałek z pewnością by mi dzisiaj pomógł.
OdpowiedzUsuń