sobota, 20 stycznia 2018

Wczoraj, dziś, jutro czyli brownie z Maltesers

























Nie ma co przejmować się jutrem. Jutro nie istnieje. Przynajmniej dzisiaj.
Dziś mamy wszystkie instrumenty i narzędzia by w nim grzebać. Możemy je poprawić, naprawiać, zepsuć, zbagatelizować albo wyrzucić do śmieci.

Nie ma co przejmować się przeszłością. Ona już się zdarzyła i w niej też nic nie możemy poprawić. Przynajmniej na razie; o ile wiem maszyna czasu jeszcze ciągle występuje tylko w literaturze S.F.

„Wczoraj” mamy za sobą i tu sytuacja jest podobna do odebranego garnituru od krawca.
Nie da rady nic naciągnąć. Nożyczki zrobiły swoje, rachunek zapłacony.  
Podejścia są dwa. Albo dobrze leży (o garniturze mówię) i odczuwamy rodzaj satysfakcji z podjętej decyzji albo z każdym otwarciem szafy widzimy przedmiot naszej porażki w dziedzinie gustu lub umiejętności krawca.
Wyciągamy wtedy wnioski i następny garnitur szyjemy w Paryżu.

Przeszłość to przeszłość. Zazwyczaj po nic nam ona. Historia ludzkości świadczy o tym, że dumne hasła o wyciąganiu wniosków są zdecydowanie na wyrost.

Trzymanie się kurczowo dogłębnej analizy minionego doświadczenia to zazwyczaj strata czasu.
Wyciąganie z kufra, obwiązanego czerwoną wstążką i podpisanego "wspomnienia" obrazka sprzed 20 lat jest urocze i słodkie. Tu romantyczny zachód słońca, tam pierwszy napisany wiersz. Miodzio.
Pytanie: co z tego wynika?
Odpowiedź: wynika poprawa nastroju.
I pięknie.
Wniosek: wspomnienia słodkich miśków i zapachu jaśminu są potrzebne. Niech mają swoją specjalną półkę w naszej pamięci.

Jednak rozbieranie na części złośliwej uwagi naszej "ulubionej" koleżanki z pracy to totalna strata czasu i naszej uwagi. Było, minęło.
Pytanie: czy jest dla nas ważne?
Odpowiedź: nie.
Wniosek: nie trać czasu.

Urwałaś wczoraj zderzak malując oko w lusterku wstecznym?
Nie podporządkowuj wszystkich swoich myśli karaniu siebie z tego powodu. Nie zadręczaj się wyrzutami sumienia. Przecież urwałaś go wczoraj. Przecież to nie spowodowało niczyjej śmierci (mam taką nadzieję). To tylko zderzak nie warstwa ozonowa naszej planety. To przeszłość.
Następnym razem, malując oko w lusterku wstecznym, wcześniej zaciągnij hamulec ręczny.

Ten wstęp jest rodzajem manifestu na nowy rok. Mojego manifestu.
Nigdy nie jest za późno by coś zmienić w swoim życiu. Wczoraj, dzisiaj, jutro. Przeżyłam całe mnóstwo "wczoraj". Mam przed sobą (wierzę w to głęboko) wiele "jutro".
Ale najważniejsze jest dla mnie "dzisiaj". Od dzisiaj.

Kochanie moje, te wszystkie, które odwiedzacie mnie tutaj. Pozwólcie, że złożę wam życzenia z okazji moich nowych wniosków. Nowy rok nie ma tu nic do rzeczy. Przebudzenie mogło równie dobrze nastąpić w listopadzie.
Bądźcie dla siebie najważniejsze. Bądźcie dla siebie najczulsze. Bądźcie dla siebie wyrozumiałe.
Życzę wam jak najmniej wyrzutów sumienia i jak najwięcej pobłażania sobie.
Wszystkiego najpiękniejszego.























Dodatek też będzie odpowiedni czyli
brownie z Maltesers’ami

200 g miękkiego masła
200 g dobrej gorzkiej czekolady
3 jajka
150 g drobnego cukru
50 g mąki pszennej
szczypta soli
100 g kulek Maltisers (można je kupić przy kasach w Biedronce)
blaszka do pieczenia 20 x 20, wyłożona papierem do pieczenia

Pieczenie brownie powinno być włączone do programu nauczania w głębokiej podstawówce. Nic tak nie poprawi maluchowi nastroju po mozolnym zapisaniu kartki trudną literką „B”, jak zapach stopionej czekolady.
A i pani nauczycielka zdjęłaby z lica minę cierpiącego cerbera. Oj, szkoda czasów, kiedy ZPT było równie ważne jak zakładanie masek przeciwgazowych.
Włączamy piekarnik i rozgrzewamy go do 170 stopni.
Na piecu stawiamy garnek z szklanką wody. Na garnku stawiamy miskę. Nie powinna dnem dotykać powierzchni wody no i oczywiście nie powinna wpaść do garnka.
Do miski kładziemy masło i połamaną czekoladę. Kiedy woda w garnku się zagotuje, wyłączamy ogień.
Czekolada i masło rozpuszczą się siłą rozpędu (lub jakąś inną siłą, nigdy nie byłam dobra z fizyki).
Mieszamy czekoladową masę do uzyskania jedwabistej gładkości. Studzimy.
Ubijamy na puszystą masę jajka z cukrem.
Do masy jajecznej wlewamy wystudzoną czekoladę. Mieszamy. Wsypujemy przesianą mąkę. Dodajemy szczyptę soli. Mieszamy. Wsypujemy Maltisers’y. Mieszamy i wykładamy ciasto na blaszkę.
Pieczemy około 40 minut. Potem studzimy i bez wyrzutów sumienia wykrawamy piękny kawałek dla siebie. Jesteśmy wielkie!


Smacznego

4 komentarze:

  1. Masz rację, życie mamy jedno i tylko od nas zależy czy przeżyjemy je szczęśliwie - bo przecież szczęście jest w nas !!! Brownie zawsze i wszędzie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuje za życzenia,czekałam na nowy wpis.Pieknie Pani opowiada. I te przepisy, ach. Wszystkiego dobrego. Maria

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dziękuję za życzenia, no a wpis i to co się znajduje Limonko na zdjęciu powoduje, że z przyjemnością sięgnę po coś słodkiego..!!MMM Twoje Brownie jest piękne i pewnie nieziemsko smakuje. Wszystkiego dobrego i słodkiego w Nowym Roku dla Was!!!Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziś trafił mi się dzień sentymentów i przypadkiem trafiłam na Twój wpis. Chyba nawet mi pomógł, więc przestaję się mazgaić i idę do przodu :) a ciasto... no cóż... kawałek z pewnością by mi dzisiaj pomógł.

    OdpowiedzUsuń