Ile czasu w życiu
zajmuje uczenie się czegoś nowego? Wszystko zależy czego się uczymy.
Wiedza o tym, że
ogień jest gorący przychodzi błyskawicznie, po pierwszym wpakowaniu łapy w świecę.
Nauki w stylu „nie dotykaj, bo gorące”
można spokojnie spakować i odnieść do piwnicy.
Dziecko nasze
starsze w wieku bardzo odkrywczym postanowiło sprawdzić czy z wbiciem gwoździa
poradzi sobie równie sprawnie jak tata. Jako, że obsługa młotka nie jest łatwą
sprawą dla czterolatki, ta wykazała się kreatywnością, można by powiedzieć,
zabójczą. Wbiła gwóźdź do kontaktu. Przerażające, prawda? Dziecko próbę ognia
przeszło bez szwanku, z nami było nieco gorzej, bo zawał był blisko.
Światło poszło
szukać rozsądniejszego domu a my dostaliśmy bardzo cenną lekcję. Pomysłowość
czterolatki nie ma nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem. On w tym wieku nie
występuje.
Jednak w przypadku osobnika
dorosłego, wydawałoby się, zdrowy rozsądek (chociaż szczątkowy) jest dany w
pakiecie z włosami pod pachami. Nic bardziej mylnego. Metryka, wykształcenie,
dochody, status nie mają żadnego związku ze zdrowym rozsądkiem.
Powiem więcej,
czasami mam wrażenie, że rozsądek maleje z wiekiem. Kiedy już wiemy, że gorące
parzy, zimne mrozi, czerwone grozi śmiercią, szybkie kalectwem a to z zębami
pożarciem, bagatelizujemy to, co codzienne, zwyczajne. A to może się okazać
bardziej brzemienne w skutkach niż spotkanie na skraju lasu pancernego ślimaka.
Jak nie dać się
oszukać pseudo przyjaciołom, czy zachować zdrowy rozsądek kiedy wszystko
dookoła wariuje wymagają pewnej wprawy i nieco czasu,
Zastanawiam się
dlaczego poradniki cieszą się taką popularnością,
„Jak zarobić i nic nie robić”,
„Jak być zadowoloną z życia po
dwudziestce”,
„Jak czytać”, „Jak nie czytać”, „Jak spać”, „Jak nie spać”, skoro i tak nie stosujemy się do rad, w nich zawartych? Przecież i tak wiemy lepiej a czytanie
poradnika tylko utwierdza nas w przekonaniu, że inni się mylą.
Kręćka można dostać.
"Nieważne ile
się uczysz, ważne, że będziesz umiał". Nie do końca to prawda. Niektórzy
uczą się i uczą, i ciągle nic nie wiedzą. Ale może to jest jak z radiem. Fale
radiowe przepływają przez odbiornik, on je nam podaje na tacy, muzyczka gra,
panowie i panie z TOK FM opowiadają mądre rzeczy a radio jak nie wykrztusiło
niczego swojego, tak nie wykrztusi.
Cała mądrość
przepływa przez nie jak woda przez sito. Czasem ludzie są takim radiem. Mówisz
do nich, wyjaśniasz, nakreślasz , wspinasz się na szczyty dyplomacji i nawet
wydaje się, że widzisz światełko zrozumienia aby po chwili wrócić do punktu
wyjścia.
Nie wiem kto jest w
gorszym położeniu, ten, który tłumaczy, czy ten, kto prosi o radę.
Jeśli założenie
jest takie, że ty mówisz a ja i tak zrobię po swojemu, to szkoda czasu.
Ludzie chętniej
przyjmują pieniądze niż dobre rady czyli wniosek jest prosty: pieniądze są
lepsze niż dobre rady.
Moja dobra rada na
dziś: spróbuj nowej wersji starego przepisu na tarte ziemniaki. Dodatek w postaci
cukinii jest mile widziany.
Rosti z ziemniakami i cukinią w nieco orientalnym
stylu
1 kg obranych i
umytych ziemniaków
1 cukinia (jeśli ma
dużo pestek, to wydrążona)
1 łyżeczka soli
1 łyżeczka
mielonego kuminu (niekoniecznie)
pół łyżeczki pieprzu
3 łyżki mąki z
ciecierzycy
spory pęczek
pietruszki z grubsza pociętej
olej do smażenia
Na tarce o grubych
oczkach ścieramy ziemniaki i cukinię. Przekładamy je na czystą ściereczkę,
zawijamy jak roladę i zostawiamy na kwadrans. Pozbędziemy się w ten sposób
nieco wilgoci z warzyw.
Wsypujemy tarte ziemniaki
i cukinię do miski. Dodajemy pozostałe składniki i dokładnie mieszamy.
Rozgrzewamy olej na
patelni. Kładziemy łyżką porcje mieszanki na rozgrzany olej. Niech będą jak
najcieńsze. To gwarantuje ich perfekcyjną chrupkość.
Smażymy na złoto z
obu stron i wykładamy na talerz, na którym położyliśmy wcześniej papierowy
ręcznik.
Podajemy z jogurtem
lub kwaśną śmietaną. Pozytywnie zakończonym eksperymentem było podanie ich z
wędzonym jesiotrem. Gdzieś tam majaczył mi kieliszek zmrożonej wódki. Ale to
chyba inna bajka, zbliżona do blinów.
Jeśli jesteście znudzeni
tradycyjnymi plackami, wypróbujcie rosti. Mają jeszcze jeden plus. Nie wymagają
obecności King Konga przy tarciu i nie grożą obecnością białka zwierzęcego ze
startych palców.
Smacznego
Przepiękne :)
OdpowiedzUsuńLimonko, sama prawda. Gdyby od kazdej rady dac nam po zlotowce, to chyba bylybysmy dzis bogate :) Rosti wygladaja pieknie - jadlam kolacje, ale spokojnie bym kilka zjadla teraz :)
OdpowiedzUsuńZdjęcia 5/5 ;)
OdpowiedzUsuńJadłam placki ziemniaczane, jadłam placki z cukinii... ale w połączeniu jeszcze nie próbowałam :).
OdpowiedzUsuńTym wpisem trafiłaś w sedno; sama jestem ostatnio w takim impasie i, szczerze mówiąc, kompletnie już straciłam ochotę na dyskusje...
OdpowiedzUsuńDodatek cukinii zdecydowanie jest mile widziany :)