wtorek, 25 października 2016

Między urlopem a powrotem czyli drożdżowe racuchy z jabłkiem


























Czy po urlopie można mieć doła?
Z logicznego punktu widzenia jest to w pełni usprawiedliwione.
Skończyło się kilka dni spędzonych w raju. Jak tu nie mieć kaca psychicznego.
Takie wyjaśnienie jest mądre i proste. Niestety nawet tak logiczne argumenty nie złagodziły ciężkiego poranka po powrocie z urlopu. Nie tego się spodziewałam. Spało się pięknie i nawet po obudzeniu wydawało się, że wszystko jest pięknie.
Tylko do otwarcia oczu.
Wtedy zwaliła mi się na głowę cała rzeczywistość. Była szara, mokra i nazywała się wtorek.
Wróciłam z urlopu.
Wróciłam.
A może udawać, że jeszcze jestem na urlopie? Zejść na dół, przejść na drugą stronę ulicy, usiąść przy kawiarnianym stoliku i zamówić cappuccino i croissanta? Popatrzeć na śpieszących do pracy bolończyków i cieszyć się brakiem typowo wakacyjnych turystów?
Jest niestety jedno „ale”. Gdzie ja znajdę w swoim mieście kawę z croissantem? O bolończykach nie wspominając.
Co najwyżej mogę zejść na dół i przejść na drugą stronę ulicy. Ulicę mam, schody też
Zaciskanie powiek nic nie dało.
Potem nie było lepiej. Na zewnątrz było szaro i ja byłam szara. Moje przygnębienie rosło wprost proporcjonalnie do ciemniejącego nieba.
Pierwszy dzień, drugi, trzeci. Moja szarość gęstniała. Przygnębienie plątało się pod nogami.
I wtedy natknęłam się na zaj...ście różowe buty w przedpokoju.
Stały sobie jak wspomnienie beztroskiej przeszłości.
Niedalekiej. Niedawnej. Mojej. Przed urlopowej.
Zaraz, zaraz. Czy to ta sama ja, co przed kilkunastoma dniami? Ten snujący się po pokojach szary cień?
A może by tak...? Założyć? Pobiec?

Po pierwszym kilometrze wiedziałam, że to działa. Ludzie, działa!
Wróciłam po godzinie zadowolona jak rzadko. Całą szarość zostawiłam gdzieś między parkowymi liśćmi. I zaczęłam się cieszyć myślą, że byłam na urlopie.

Poniżej Bolonia w malutkim fragmencie:






















Racuchy drożdżowe z jabłkami są pamiątką po ostatnim wiejskim weekendzie. Nic mi tak nie poprawia humoru jak naleśniki i racuchy wszelkiego rodzaju. I herbata oczywiście.
A jeśli mam ochotę coś ugotować, to jest to najlepszy dowód, że wróciłam do normy.
Zapraszam na małe, słodkie co nieco.


Racuchy drożdżowe z jabłkami

250 g mąki
szczypta soli
7 g suchych drożdży
1 łyżka cukru
1 szklanka letniego mleka
1 jajko rozmącone w mleku
oraz
jabłka, najlepiej renety lub antonówki

Wszystko miksujemy razem i odstawiamy na godzinę. Kiedy ciasto urośnie, obieramy jabłka i kroimy w kosteczkę. Mieszamy z ciastem.
Na patelni rozgrzewamy olej. Łyżką kładziemy porcje ciasta na gorący olej.
Smażymy na złoto z obu stron a potem posypujemy cukrem pudrem.
Potem podjadamy cały dzień nie przejmując się rzeczywistością.





Absolutnie smacznego

5 komentarzy:

  1. Byłam w Bolonii!! Akurat była sobota, 1 maja, wszyscy chodzili z czerwonymi goździkami. Z okien ratusza na Piazza Maggiore zwisały czerwone prostokąty jakichś materii, co nasz kolega skomentował: "widać, że sobota, suszą ręczniki kąpielowe". Pod jedną z wież bałam się stanąć, bo wydawała mi się bardziej niestabilna niż wieża w Pizie. I dużo czerwonej cegły, co jest rzadkie we Włoszech. Takie mam wspomnienia. To było dawno. Zazdroszczę, że byłaś tam wczoraj... CaUski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak tak, Bolonia to najbardziej czerwone z włoskich miast. Też dosłownie:)
      A krzywa wieża ma większy "odchył" niż ta najbardziej znana.
      Piękne miasto:))
      Też ściskam:))

      Usuń
  2. Bolonia piekna. Racuchy wydaje mi sie w sam raz na po-wakacyjnego bluesa. Dokladnie tak jak szybki bieg po parku :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie racuchy potrafią poprawić humor :)
    Ja się zawsze cieszę, jak wracam z urlopu do mojego własnego domku :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję Ci za piękną podróż po Boloni, cieszę się, że już wróciłaś. A Twoje racuchy, pewno niebo w gębie!! Buźka!

    OdpowiedzUsuń