Najwięcej obecnie zużywamy lodu i foliowych woreczków. Podstawowa
dieta to lody. Czekoladowe, malaga i sorbet cytrynowy. Główne narzędzie to
słomka. Zupa krem to dobry pomysł pod warunkiem, że nie jest gorąca. Jedzenie
stałe nie może zawierać farfocli. Spanie
odbywa się na siedząco. A co kilka godzin mile widziana jest solidna porcja
prochów.
Mała rzecz a cieszy lub wręcz przeciwnie. Nawet coś, czego nie ma, może boleć. I to jak
diabli. Rozmiar w tym przypadku nie ma znaczenia.
Jak nakarmić kogoś, kto nie potrafi się nawet uśmiechnąć, a
co dopiero zjeść cokolwiek. I jak upiec na niedzielę ciasto, które dałoby się
wciągnąć przez słomkę?
Kiedyś Dzieci miały założone gustowne odrutowanie w celach estetyczno
zdrowotnych. Zakładały się wtedy ze sobą, która wymyśli bardziej ekstremalną
potrawę, dającą się zjeść przez słomkę. Uczciwie zaznaczam, że po każdej
wizycie u ortodonty jedzenie nie było przyjemną czynnością. Wiecie co było na
pierwszym miejscu potraw, których zjedzenie przez słomkę zaliczaliśmy do
wyjątkowych wyczynów? Pączki. Poczciwe pączki z konfiturą różaną.
Musiałam więc upiec ciasto, które będzie miękkie, delikatne
i dające się wciągnąć. Jeśli nie przez słomkę, to przynajmniej bezboleśnie.
Czekoladowe ciasto z
kremem śmietanowym i wiśniami
Ciasto:
3 łyżki mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
3 jajka
3 łyżki cukru pudru
¾ tabliczki gorzkiej czekolady
3 łyżki (płaskie) miękkiego masła
szczypta soli
Krem:
250 g mascarpone
200 ml kremówki
4 łyżki cukru pudru
Ponadto:
pół szklanki wiśniówki
pół kilograma mrożonych wiśni.
1 łyżka mąki ziemniaczanej
Zaczynamy od stopienia czekolady. Na garnku z gotującą się
wodą (do 1/3 wysokości garnka) stawiamy miskę i do niej wkładamy połamane kostki czekolady. Możemy
w tym momencie wyłączyć ogień, czekolada i tak się rozpuści a my unikniemy niebezpieczeństwa
jej rozwarstwienia.
Letnią roztopioną czekoladę mieszamy z miękkim masłem.
Teraz zajmujemy się ciastem. Oddzielamy białka od żółtek. Ubijamy
na sztywno białka ze szczyptą soli. Do ubitych białek dodajemy po łyżce cukier puder. W następnej kolejności dodajemy
żółtka i ubijamy jeszcze przez trzy minuty.
W małej miseczce mieszamy 3 łyżki masy jajecznej i łyżkę
stopionej i wystudzonej czekolady. Mieszamy a potem całość łączymy z masą
jajeczną. Ja to nazywam wstępnym rozpoznaniem. Uważam, że dobrze kiedy składniki
się najpierw ze sobą zapoznają, zanim stworzą głębszy związek.
Kiedy zawartość małej miseczki połączyliśmy z sukcesem z
masą jajeczną, możemy po łyżce wmieszać do masy resztę czekolady. Najlepiej zrobić
to ręcznie aby masa nie opadła. Ostatnim etapem jest wmieszanie przesianej mąki
z proszkiem do pieczenia.
Wymieszane ciasto wlewamy do formy, wyłożonej papierem do
pieczenia i pieczemy 45 minut w piekarniku nagrzanym do 170 stopni.
Upieczone ciasto studzimy i najlepiej zostawiamy do
następnego dnia. Wtedy dobrze się je kroi.
Aby przełożyć ciasto kremem, tniemy je na trzy placki.
Wiśnie wsypujemy go rondla i stawiamy na ogniu. Nie musimy
ich rozmrażać. Kiedy puszczą sok, odlewamy 1/3 szklanki i studzimy (jeśli
trzeba). Wiśnie z resztą soku zagotowujemy i słodzimy cukrem. Do szklanki z
odlanym sokiem dodajemy łyżkę mąki ziemniaczanej. Mieszamy i wlewamy mieszankę soku i mąki do gotujących
się wiśni. Kiedy całość zgęstnieje, wyłączamy ogień i studzimy zawartość
rondla.
Robimy krem śmietankowy. Ubijamy kremówkę z cukrem i
delikatnie łączymy z mascarpone.
Czas na przełożenie ciasta. Dolny krążek skrapiamy likierem
wiśniowym. Teraz kładziemy warstwę wiśni a na nie krem śmietanowy. Ta operacja
najlepiej powiedzie się jeśli użyjecie rękawa cukierniczego lub torebki
foliowej napełnionej kremem. Łyżką nie da nie tej operacji przeprowadzić, bo
będziecie się ślizgać po wiśniach. Na krem kładziemy kolejny krążek ciasta. I znów
skrapiamy je wiśniówką. Następnie warstwa wiśni i krem. Ostatni krążek jak
wcześniej moczymy likierem, ale odwracamy kolejność. Teraz smarujemy ciasto kremem
a dopiero potem wykładamy wiśnie.
Moje wiśnie się nieco rozpłynęły, bo ilość mąki okazała się
za mała. Nam to nie przeszkadzało, nawet uznaliśmy, że takie ciasto wygląda
bardziej dramatycznie.
Najważniejsze, że ciasto jest delikatne, miękkie i samo się
wsuwa. Dla kogoś, kto większość pokarmów wchłania przez słomkę jest idealne, bo
nie sprawia łopotów. Zęby przy jego zjadaniu nie są potrzebne.
Pięknej niedzieli i smacznego
P.S.
A wiecie czego absolutnie nie da się przez słomkę wciągnąć?
Ziemniaczanego puree.
Moje ulubione połączenie wiśnie i czekolada:)
OdpowiedzUsuńWygląda pysznie. Zapraszam w takim razie do wypróbowania mojego przepisu na tort szwardzwaldzki:) http://mania-gotowania.blogspot.com/
Dzięki za zaproszenie. Zaraz zajrzę. Pozdrawiam serdecznie:)
Usuńmoje ulubione ciasto, wisnia i czekolada..........uwielbiam.... ;))zawsze jak wejde na twoj blog to sie boje ze cos pysznego zaproponujesz i bedzie to za mna chodzilo przez pol dnia..............tak sie stalo w tym przypadku...ups..bede miec przekichana noc :)))
OdpowiedzUsuńHa, ha, ha. Wyszłam na kusicielkę. I bardzo dobrze. Takie drobne, słodkie grzeszki są mile widziane. Samych spokojnych nocy życzę:))
Usuńwygląda fantastycznie! oj wciągnęłabym kawałek, nawet teraz na wieczór :)
OdpowiedzUsuńDobre ciasto zawsze dobrze się wciąga. I w południe, i wieczorem:)) Pozdrawiam
UsuńPozdrawiam Potomstwo cieplutko, niech szybko wraca do zdrowia.
OdpowiedzUsuńJutro na obiad polecam vichissoise. Jest doskonała w temperaturze pokojowej.
Dziękuję w imieniu potomstwa. Vichissoise jest świetną propozycją, tym bardziej, że wszyscy jesteśmy porożercami:))
UsuńTe wiśnie na torcie wyglądają tak apetycznie!! MNIAM :)
OdpowiedzUsuń:)))
UsuńLimonko jaka wielkość foremki.Majka
OdpowiedzUsuńJa uzylam formy o srednicy 18 centymetrow. Pozdrawiam niedzielnie:-)
UsuńZaśliniłam się tu, ten sosik...
OdpowiedzUsuńObłędnie wygląda!
:)))
UsuńHura !!!!!!!!ubiłam kremówkę osobno lekko roztarlam mascarpone i po lyżce dodawalam ubitą śmietanę do serka.rewelacja udalo się pycha.Limonko twoje rady nie poszły w las.Po świętach zostało mi trochę białek nie wiem ile ,ale dałam na oko cukru ubiłam iupiekłam dwie bezy ,duże.wyszły by nawet 3 ale nie pomyślałam jakoś.posmarowalam konfirurą z wiśni własnej roboty dużżżżżo wiśni dałam ijak zwykle ze mną bywa mam pytanie.Limonko czy to normalne że odchodzi ta szklista masa z tej bezy ,a pod spodem jest ta beza twarda a powinna być miękka.za dużo cukru dalam?.Majka.nie wiem czy dobrze to opisałam oco mi chodzi.pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMajeczko. Sprawa z bezą wygląda tak,że lubi się w piekarniku suszyć, nie piec. Temperatura jaką zrobiłaś jest całkiem w porządku. Tylko ile czasu trzymałaś bezę w piecu? Bo jeśli była duża, to nawet 1,5 godziny potrzebowała. A po tym czasie powinna zostać w piekarniku aż do całkowitego wysuszenia. Ja zostawiam swoją w lekko uchylonym piekarniku na noc.
UsuńA teraz sprawa proporcji. Jedno białko to około 35 g. Czyli cukru na jedno białko powinno być z 60 g. Jeśli magazynujesz białka w słoiku, jak ja, to po jakimś czasie nie wiesz z ilu one jajek pochodzą. Ale wystarczy te białka zważyć i już wiesz, że np 140 g to cztery białka. Czyli trzeba dodać 240 g drobnego cukru lub cukru pudru. Na koniec jeszcze łyżka mąki ziemniaczanej i łyżka czegoś kwaśnego np soku z cytryny lub białego octu.
Pomogłam? mam nadzieję i pozdrawiam cię bardzo.
Aha. Ktoś kiedyś powiedział, że beza nawet jak nie wyjdzie, to jest dobra:)))
a może piekarnik za gorący?nagrzałam do150 po 5minutach zmniejszyłam na 120 stopni Majka
OdpowiedzUsuńbeza fantastyczna w smaku ,już poczęstowalam tego i owego.Dałam to wszystko oczym piszesz,piekla się chyba 60 lub 70 min.Stygła w piekarniku do wystudzenia,nie dałabym rady doczekać do jutra,grzech ,łakomstwa się kłania.Twoje rady są bezcenne.Już zapisałam sobie o tych białkach w kajeciku.Jak tam zdrówko Corci,jest już lepiej?.Dużo zdrowia dla całej rodzinki życzę.Majka.
OdpowiedzUsuńzupka pycha jeszcze takiej nie robiłam wcześniej majka
OdpowiedzUsuńWspięłaś się na wyżyny pomysłowości ): Wygląda fantastycznie :) I choć nie mam problemów z przyjmowaniem pokarmów stałych, z przyjemnością skusiłabym się na kawałeczek :)
OdpowiedzUsuń