Czy z okruchów chleba można się domyślić jak
smakuje bochenek?
Czy patrząc przez dziurkę od klucza da
się zmierzyć powierzchnię pokoju?
Czy jedno zdanie, wyjęte z książki,
zdradzi nam jej treść?
Lubimy wyrażać się kategorycznie. Mamy
ustalone zdanie na większość tematów. Znamy się na medycynie, polityce,
motoryzacji, wychowaniu dzieci (szczególnie cudzych), prawie, filozofii i
historii. A przynajmniej tak nam się wydaje.
Wyciągamy wnioski, będąc w niewoli
własnych przyzwyczajeń, nawyków, fobii i uniesień. Rzadko stajemy z boku i
staramy się nie „oceniać” a rozumieć. Po co mamy rozumieć skoro wiemy lepiej.
Czy kawałek świata, oglądany przez
dziurkę od klucza jest światem prawdziwym? Jak najbardziej. Prawdziwym w swoim
mikroskopijnym wymiarze. Jeśli dziurka od klucza pokaże nam okładkę oświetlonej
książki na biurku, dojdziemy do wniosku, że pokój jest jasny a właściciel
potrafi czytać. I to może być prawda, część prawdy bądź nieprawda.
Czy zastanowimy się nad całością? Nie
możemy. Nie znamy całości. Musi nam wystarczyć skrawek.
Gdybyśmy mieli każdego ranka od nowa
roztrząsać każdą chwilę w naszym życiu, umarlibyśmy z nadmiaru
niezidentyfikowanych bodźców. Wyobraźcie sobie, że budzicie się o siódmej i
musicie rozpoznać pokój, łóżko, towarzystwo obok, cel obudzenia się i na koniec
samego siebie. To zdarza się rzadko a najczęściej w literaturze bądź filmie.
Na co dzień oszczędzono nam tej męki.
Idziemy na skróty, dobrze znanymi ścieżkami. Tak jest dla nas bezpiecznie i
wygodnie. Ale na tej wygodnej drodze czają się pułapki.
Są wyjątki. Takimi szablonami możemy
posługiwać się tylko w swoim życiu. Nie powinniśmy ich przykładać do innych.
Weźmy przykład z książki. Otwieramy na
chybił trafił Idiotę Dostojewskiego.
Ha, już jest świetnie, bo sam tytuł wodzi nas za nos. Idiota. Czy ten
Dostojewski to aby nie nowy guru coachingu, charakteryzujący znanego nam
szkodnika?
Cóż my tu mamy: Szeroki jest człowiek, zbyt szeroki. Ja bym go zwęził.
Co myślicie? Krawiec to mówi? Czy krawiec
to tytułowy Idiota?
Jeśli znacie książkę, nic was nie
zaskoczy, ale jeśli ktoś nie czytał, a nazwisko Dostojewski kojarzy mu się
mgliście z rakietami dalekiego zasięgu?
Nie sądźcie książki po okładce, dnia po
poranku a człowieka po ubraniu. Łatwo powiedzieć. Komu starczyłoby cierpliwości
na analizowanie wszystkich danych. Przecież w kolejce już czekają następne a
wśród nich: biały czyli czysty, niewinny, czerwony znaczy gorący, żółty znaczy gorzki,
niebieski chyba chłodny. Brązowy? Z czym kojarzy się brązowy można sprawdzić
oglądając Wściekłe Psy Tarantino.
A zielony?
Uspokajający? Świeży? Może nieco kwaśny?
Wiosenny?
A gdyby tak miętowy?
Mam przed sobą butelkę. Wprawia mnie w
zachwyt. Kolor, który wycisnęłam z kilku liści przypomina mi książkę Pachnidło.
Co widzę patrząc na butelkę? Lato, pachnące
doniczki pod schodami, krople wody spływające do beczki, gości siedzących przy
stole, gorące czerwcowe wieczory na tarasie, pobrzękujące lodowe kostki w
zielonym płynie.
To fragment większej całości. Mojej.
Wy możecie zobaczyć co chcecie.
Nalewka miętowa
0,5 litra spirytusu 94%
600 ml źródlanej wody
20-30 gałązek świeżej mięty
400 g cukru
Jedną z najważniejszych rzeczy przy
robieniu nalewki miętowej, jest butelka. Poszukajcie takiej z ciemnego szkła:
zielonego lub brązowego. Jako drugie w hierarchii ważności jest ciemne miejsce.
Myślę, że z tym będzie mniejszy kłopot.
Liście i gałązki umytej, osuszonej mięty
wkładamy do słoika i zalewamy spirytusem. Zamykamy słoik, wkładamy np. do
papierowej torby a torbę wciskamy na dno najciemniejszej szafy.
Wodę podgrzewamy z cukrem do
rozpuszczenia się tego drugiego. Studzimy.
Po dwóch, trzech dniach zlewamy jadowicie
zielony nalew miętowy (liście wyrzucamy) i mieszamy z syropem cukrowym. Całość wlewamy
do ciemnej butelki.
Butelkę chowamy w najciemniejszym kącie
szafy i zapominamy o niej na minimum 2 miesiące.
A potem miejmy nadzieję, że zachwycającą
zieleń zachowa bez uszczerbku.
Powodzenia i niezapomnianej nocy
świętojańskiej
Od kilku lat sam się zastanawiam jak smakuje nalewka miętowa.Czy smak jest na pewno dobry.
OdpowiedzUsuńCzas najwyższy przejść od myśli ku czynom;))
OdpowiedzUsuńNa sto procent się nie zmarnuje:)
Uwielbiam :) z lodem w ciepłe leniwe wieczory :) Robimy delikatną taką ok 35%. Piękne, apetyczne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńJuż czuję miętę... I mam u sąsiadki, zupełnie jeszcze niewykorzystaną! I pomyśleć, że w tamtym roku robiłam tylko syrop i susz...
OdpowiedzUsuńW sam raz na upały, które ostatnio nawiedzają nasz kraj.
OdpowiedzUsuń