Mija trzeci dzień mojego dobrowolnego
zamknięcia. Na początku było nawet przyjemnie. Spałam ile się
dało, czułam się zwolniona z wszelakich obowiązków i otaczała
mnie atmosfera troski.
Kiedy po 24 godzinach chorowania pod
kontrolą (czytaj po wizycie u lekarza) poczułam się lepiej, radość
z zamknięcia nieco przybladła.
Kurcze, czemu ja pochopnie obiecałam
MMŻ, że będę grzeczna i nie wyjdę z domu przez najbliższe trzy
dni. Może trzeba było negocjować. Albo udawać, że się
przesłyszało.
Pod koniec drugiego, kiedy przeczytałam
trzy czwarte Przygody z owcą Murakamiego, ogarnął mnie zapał do
prac fizycznych. Porządkowanie szafy jest pożyteczne i bywa
zakończone zaskakującymi znaleziskami. Ja znalazłam na dnie
fragment blendera. Nawet mnie to nie zdziwiło. A potem dokopałam
się pudła z starymi listami (a jakże, przewiązanymi czerwoną
wstążką) i odpłynęłam.
Spotkałam samą siebie tylko w innych
czasach i innych okolicznościach. Czy można być zażenowaną samą
sobą? Coś, co zrobiłam wieki temu czy może dziś wywoływać
rumieniec?
Obiecałam komuś spotkanie. Nie dość,
że nie przyszłam, to na dodatek już umawiałam się z kimś innym.
Bez słowa wyjaśnienia, bez wyrzutów sumienia. List, który
trzymałam w ręce był namacalnym dowodem, że z porzucaniem nie
miałam problemów. Oj, młodości, młodości.
Kolejne listy, kolejne historie. Nawet
wiersz jakiś znalazłam. Miłosny oczywiście.
Zastanowiłam się nad wyborami
dokonanymi w życiu. Na ile zdajemy sobie sprawę z konsekwencji
takiej czy innej podjętej decyzji. Robimy coś, piszemy do kogoś i
w tej chwili zaczyna się snuć nitka, która wysnuta 20 lat temu,
wciąż jest częścią składową naszego życia.
Po latach rzadko odgrzebujemy
wspomnienia (chyba, że kombatanckie), bo dzień dzisiejszy jest
wystarczająco absorbujący. Jednak wystarczy jeden stary list lub
trzy dni przymusowego pobytu w domu i nagle, nieoczekiwanie z szafy
wyskakuje kolega z podstawówki lub pierwsza miłość z obozu
żeglarskiego. Można się zdumieć. Ja się zdumiałam. Spotkałam
samą siebie. Niby ja, ale nie ja. Muszę się nad tym zastanowić.
Na razie porzucam pudło z listami.
Tak na marginesie, znalazłam w nim też moje ściągi z matmy na
maturę. Chyba mam na dziś dość spotkań po latach.
Poszukam sobie innych atrakcji.
Oswojonych, dzisiejszych.
Zupa z fasolką i szpinakiem
1,5 litra bulionu
1 czerwona cebula
1 marchewka
2 ząbki czosnku
1 łyżeczka harissy
1 łyżeczka kuminu
1 szklanka pomidorów z puszki
1 szklanka fasolki z puszki
2 garści szpinaku
pół szklanki ugotowanej komosy
ryżowej lub makaronu orzo
2 łyżki oliwy
dorzuciłam jeszcze dwa plastry grillowanego bakłażana
Na patelni rozgrzewamy oliwę i
wsypujemy kumin. Podsmażamy pokrojoną w kostkę cebulę i czosnek
oraz paseczki marchewki. Zagotowujemy bulion z pomidorami z puszki.
Dodajemy do niego zeszkloną cebulę z czosnkiem i marchewkę. Potem
wsypujemy opłukaną fasolkę i komosę lub makaron. Jeśli mamy, dodajemy bakłażan. Doprawiamy
harissą oraz solą i pieprzem. Zagotowujemy zupę i na koniec
wrzucamy liście szpinaku. Odstawiamy garnek z ognia. Po nalaniu do
talerzy, można w niej zanurzyć porwaną na kawałki mozzarellę.
Bardzo aromatyczna zupa i bardzo
styczniowa. I w moim przypadku, nie wywołująca żadnych wspomnień.
Ciepłego wieczoru i smacznego wam
życzę
Limonko...listy...nie tylko miłosne..uwielbiam pisać i czytać i wspominać, to co było i jak było..Lubię wracać do chwil,które pojawiły się w moim życiu.List od Ciebie także czytam, delektuję się wspaniałą papeterią ....i wspominam czas,kiedy to listonosz przyniósł mi wielką paczkę od Ciebie. A dzisiejsza Twoja kulinarna propozycja...byłaby idealna...na mój dzisiejszy dzień. Uwielbiam pomidory, szpinak, mozzarella..MMM.Uwielbiam.Dziękuję Ci kochana...za wspaniałe słowa,które dzisiaj zostawiłaś u mnie..tego mi było trzeba. DZIĘKUJĘ!! I POZDRAWIAM CIEPŁO:)
OdpowiedzUsuńHehe no tak - jak nie trupy to koledzy z podstawowki w szafie! Jak dobrze, ze trzymamy takie rzeczy w zakamarkach - czasem przeciez fajnie sie na nie natknac :)
OdpowiedzUsuńKiedyś jadlam podobna zupkę, ale poza szpinakiem była zmiksowana. A mam pytanie o harissę, jaki ona daje smaczek?
OdpowiedzUsuń