środa, 15 sierpnia 2012

Toskania dzień drugi i trochę trzeci




Deszczowa Toskania. To brzmi jak oksymoron. Ale to prawda. Po południu padało tak gwałtownie, że umylo nam zakurzony samochód. Z deszczem spadała temperatura. Startując z parkingu pod Greve in Chianti było 38 stopni a za pięć minut 12 stopni mniej. Już zaczęlismy się oburzać, że co to nieludzkie polarne temperatury, kiedy deszcz przestał padać, a słupek temperatury zajął swoje poprzednie miejsce. Tak jest dobrze. W końcu po to tu przyjechaliśmy.




Do naszego domu prowadzą zdecydowanie kręte drogi i czasami mrozi mi krew przeciskanie się między ciasno stojącymi domami. Aż dziw, że jeszcze nie poobijaliśmy lusterek. Ale super kierowcą jest MMŻ i wszyscy prześcigamy się w komplementowaniu jego rajdowych umiejętności.
Naszą bazą wypadową jest Panzano in Chianti czyli jedno z uroczych, średniowiecznych miasteczek. Jak większość z nich, siedzi na wzgórzu i zewsząd otaczają nas "nudne" toskańskie widoki. Ale Panzano ma jedną rzecz, której zazdroszczą mu inne, nie mniej urocze miasteczka. Ma Dario Cecchini'ego, którego wyroby wędliniarskie ściągaja do trattorii Montagliari zastępy wyznawców.

Jeszcze nie zapuściliśmy się w tamtą stronę, ale obiecuję, że to tylko kwestia czasu. Pierwsza kolacja w Panzano zostala poprzedzona wizytą w Accademia del Buon Gusto gdzie uroczy wlaściciel Stefano Salvadori zagadał nas na śmierć. Robił to na szczęście przy akompaniamencie Beethovena i kilku butelek chianti. Wszyscy przeźyli, wyszli jedynie nieco tanecznym krokiem.

Podsumowujac dzień drugi, mogę śmiało powiedzieć, że dolce far niente zostało rozpoczęte.




Z przepięknego Chianti serdecznie pozdrawiam.

1 komentarz:

  1. Och, jakie piekne okolice! I jakie pieken historie lokalne. Och, jak bym chciala do Toskanii!

    OdpowiedzUsuń