sobota, 28 kwietnia 2012

Karaiby na tarasie czyli tort mojito




Dzisiaj jesteśmy Państwo na letnisku. Siekiery wracają do szopy, kosiarka śpi w garażu, ogródek służy tylko do zrywania ziół. Zero hałasów, zero pracy, zero kraciastych koszul. Jedyny obowiązek dzisiaj został zaliczony. Wiadomo- sobota. A sobota to dzień targowy. Ale to był jedyny obowiązek dzisiaj. Teraz obowiązuje  absolutny zakaz robienia czegokolwiek.  Leżaki, hamak, dzban lemoniady. Wolno pić kawę w południe. Pozwolono prowadzić niezobowiązujące rozmowy. 
I zrobiło się wakacyjnie. Zaczęliśmy sobie snuć marzenia wyjazdowe, letnie. 
Takie podróże mają sporo zalet. Nic nie kosztują. Nie wymagają pakowania walizek. Szykany lotniskowe nam nie grożą. Nie obawiamy się: zemsty faraona, udaru słonecznego, tygrysów, kradzieży portfela (niepotrzebne skreślić). I bardzo zapładniają wyobraźnię. Bo opowieści zaraz chcemy wcielać w życie. Taki entuzjazm, którego konsekwencją jest natychmiastowe przeszukiwanie internetu, na szczęście trwa chwilkę. Potem wszystko wraca do leniwego biegu. Właściwie tu, na tarasie jest tak dobrze, cieplutko, słonecznie, że na razie postanawiamy nigdzie się ni ruszać.  Ale wyobraźnia dalej działa i moja zeszła z tarasu i zawędrowała na terytoria egzotyczne.
Zawsze miałam skłonności do karaibskich drinków. W poprzednim życiu musiałam być piratem, bo rum mogę wchłaniać jak wodę. Skoro atmosfera zrobiła się gorąca, bo i słońce i egzotyczne plany, to może jakiś drink z palemką?
Albo jeszcze lepiej, ciasto inspirowane drinkiem. Co mamy pod ręką? Mięta, limonki, rum. Krótko mówiąc mojito.
Taras okupowany i gorący, kuchnia pusta i chłodna. Do podwieczorku ciasto będzie gotowe.



Tort mojito

biszkopt - przepis tutaj 
Dodałam do niego przed włożeniem do piekarnika odrobinką zielonego barwnika

krem:

250 ml kremówki
250 g mascarpone
5 łyżek cukru pudru
kilkanaście listów mięty
sok z jednej limonki
skórka z jednej limonki
100 ml białego rumu
kilka łyżek syropu miętowego, lub likieru miętowego (wściekle zielonego)
ewentualnie zielony barwnik spożywczy

do nasączenia biszkoptu:

pół szklanki wody
2 łyżeczki cukru
kieliszek rumu

Kroimy upieczony i wystudzony biszkopt na trzy plastry. Nasączamy ponczem rumowym pierwszy plaster.
Ubijamy na krem mascarpone. Dosypujemy cukier puder. W drugiej misce ubijamy śmietanę. Łączymy zawartość obu misek delikatnie mieszając.
Odkładamy 2/3 kremu, a do 1/3 dodajemy 4 łyżki syropu lub likieru miętowego. Mieszamy. Jeden plaster biszkoptowy układamy w formie i nasączamy ponczem rumowym. Smarujemy zielonym kremem miętowym. Na nim kładziemy drugi plaster ciasta.

Do odłożonej  reszty kremu  dodajemy sok z jednej limonki i startą skórkę. Dolewamy kieliszek rumu. Mieszamy. Drugą część ciasta znów skrapiamy ponczem i kładziemy warstwę kremu limonkowego. Na to wędruje ostatni blat biszkoptu i operacja się powtarza: poncz a potem cała reszta kremu. Powinno go starczyć na górę i boki. Odłóżcie sobie kilka łyżek do dekoracji. Tort w takim stanie wkładamy do lodówki na godzinę.

Czas na dekorację. Z pozostawionej reszty kremu zrobiłam łezki i ich środek wypełniłam syropem miętowym. Potem tylko popędziłam do ogródka po miętę i dekoracja była gotowa.



Zdaję sobie sprawę, że zrobienie drinka trwałoby krócej i miało by całkiem inne skutki. Ale fajnie jest zrobić czasem coś innego, czego efekty są niespodzianką.  Powiem wam w tajemnicy, że tradycyjne mojito też się znalazło. No, ale skoro  wszystkie składniki były w zasięgu ręki... 



Pięknego, smacznego długiego weekendu. Tylko uważajcie na słońce. 

5 komentarzy:

  1. Mojito w postaci ciasta = proba odtworzenia nieba na ziemi!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak do tego dodasz okoliczności przyrody, to żyć, nie wyjeżdżać. Buźka

      Usuń
  2. Ciasto faktycznie dobre. Dziękuję pięknie za miłe słowa i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń